Aryna Sabalenka powtórzyła sukces sprzed roku i po raz drugi w karierze wygrała wielkoszlemowy Australian Open. Białorusinka łatwo pokonała Chinkę Qinwen Zheng 6:3, 6:2. Mecz trwał zaledwie 76 minut. To jeden z najkrótszych kobiecych finałów tego turnieju.

Białorusinka była zdecydowaną faworytką tego spotkania. Sabalenka broniła tytułu wywalczonego przed rokiem, a w drodze do finału nie przegrała ani jednego seta. 

To był ich drugi pojedynek na korcie. Podczas zeszłorocznego US Open Białorusinka wygrała z Zheng 6:1, 6:4.

Początek finału w Melbourne należał do Sabalenki, która łatwo wygrała dwa gemy, przełamując swoją rywalkę. Wydawało się jednak, że Chinka szybko opanuje nerwy. W trzecim gemie przy serwisie Białorusinki miała bowiem aż trzy breakpointy. Białorusinka wygrała jednak pięć kolejnych piłek i się obroniła. Zheng w czwartym gemie pokazała swoje duże możliwości, bo świetny serwis pozwolił jej łatwo i bardzo szybko (w zaledwie... 72 sekundy) zdobyć swój pierwszy punkt. W kolejnych gemach obie zawodniczki zdobywały punkty przy swoim podaniu. Przy stanie 5:2 Sabalenka miała jednak aż trzy piłki setowe. Chinka potrafiła się wybronić i przedłużyć rywalizację w pierwszej partii. Trwało to jednak tylko kilka minut, bo po chwili Białorusinka dopięła swego i po 32 minutach wygrała 6:3, wykorzystując piątą piłkę setową.

Drugi set z perspektywy Zheng rozpoczął się w najgorszy możliwy sposób. Chinka dość łatwo oddała punkt przy swoim serwisie. Sabalenka podwyższyła na 2:0 i znalazła się na prostej drodze do drugiego wielkoszlemowego triumfu w Melbourne. Zheng, serwując w trzecim gemie, miała małe problemy, ale tym razem zdobyła punkt, ale kluczem do odzyskania szans w finale było przełamanie Białorusinki. Zamiast tego mieliśmy drugi w tej partii punkt zdobyty przez obrończynię tytułu przy podaniu Chinki. Sabalenka wyszła więc na wysokie prowadzenie 4:1 z przewagą dwóch przełamań. Po kilku minutach kolejny punkt na koncie rozpędzonej i coraz bardziej pewnej siebie Białorusinki. Zheng jeszcze przedłużyła finał, wygrywając swojego gema serwisowego. Sabalenka nie potrafiła jednak szybko zamknąć spotkania. Zmarnowała w kolejnym gemie trzy piłki meczowe. Pojawiły się nerwy. Mecz zakończył dopiero piąty "meczbol".

Sabalenka i Zheng były blisko ustanowienia rekordu Australian Open. Był to bowiem jeden z najkrótszych kobiecych finałów tego turnieju w historii. Mecz trwał tylko 76 minut. Rekord jest o pięć minut lepszy. 71-minutowe finały rozegrały w Australii Martina Navratilova i Chris Evert w 1985 roku oraz sześć lat później Monica Seles i Jana Novotna.

Tenisowy ranking po turnieju w Melbourne

Po Australian Open liderką rankingu tenisistek pozostanie Iga Świątek, mimo że nie zanotowała zbyt dobrego wyniku i odpadła już w trzeciej rundzie. Sabalenka jednak broniła w Australian Open tytułu wywalczonego przed rokiem, a to oznacza, że jedynie obroniła stan posiadania sprzed 12 miesięcy i nie zyskała punktów. Różnica pomiędzy Polką i Białorusinką się jednak zmniejszyła, bo straty punktowe poniosła Świątek.

Do czołowej dziesiątki przebiła się za to finalistka imprezy w Melbourne czyli Qinwen Zheng. Spektakularny awans aż o 64 pozycje zanotowała za to Dajan Jastremska. Ukrainka dotarła do półfinału turnieju i zajmować będzie teraz 29. miejsce w rankingu.

Po dobrym występie na Australian Open i dotarciu do czwartej rundy, w górę zestawienia przesunie się Magdalena Fręch. 51. pozycja to jej rekordowy wynik. Nasza tenisistka zapewnia jednak, że nie powiedziała pod tym względem ostatniego słowa.

Teraz jestem na takim etapie, że na pewno bardzo chciałabym poprawić ten wynik z Australii i to najlepiej już w kolejnym turnieju Wielkiego Szlema. Wiem, że to jest jak najbardziej w moim zasięgu i mam nadzieję, że na najbliższych turniejach wielkoszlemowych będzie mi szło jeszcze lepiej. Ale przy tym nie chcę się przede wszystkim jakoś emocjonować tym osiągnięciem, bo wiem, że stać mnie na więcej. I na pewno moje oczekiwania są teraz dużo większe, niż były przed tym turniejem - mówi Fręch.

Duży spadek w rankingu zanotowała Magda Linette. Ubiegłoroczna półfinalistka turnieju odpadła tym razem już w pierwszej rundzie. Z powodu kontuzji nie dokończyła meczu z Karoliną Woźniacką. Od jutra poznanianka będzie 56. rakietą świata.

Opracowanie: