Represje wobec Polaków na Białorusi w relacjach reporterów RMF FM
Aktualizacja: Środa, 17 lutego 2010 (20:39)
Konflikt wokół Związku Polaków na Białorusi wybuchł po zjeździe organizacji w Grodnie, na którym 9 marca 2005 roku prezesem wybrana została 31-letnia Andżelika Borys. Działaczka reprezentowała grupę opozycyjną wobec dotychczasowego prezesa Tadeusza Kruczkowskiego, który cieszył się poparciem reżimu. Wyborowi Borys sprzeciwiły się białoruskie władze. W organizacji doszło do rozłamu, a nieuznawany przez Mińsk Związek Polaków na Białorusi Andżeliki Borys od lat cierpi represje.
17 lutego białoruski sąd zdecydował o odebraniu Związkowi Polaków Andżeliki Borys Domu Polskiego w Iwieńcu. Budynek ma przejąć organizacja uznawana przez reżim w Mińsku. Andżelika Borys, z którą tuż po ogłoszeniu wyroku rozmawiał nasz reporter Krzysztof Zasada, przyznała, że była przygotowana na taką decyzję sądu. Było jednak słychać, że jest wzburzona i rozgoryczona. Nie było żadnych uzasadnień. Proces odbywał się z naruszeniami, to była jedna wielka farsa - mówiła Borys.
Wcześniej szefowa Związku Polaków została dwukrotnie zatrzymana przez białoruską milicję. Gdy po internwencji polskiego konsula w Mińsku ją zwolniono, nie została wpuszczona na rozprawę w sądzie w Wołożynie. Miała być świadkiem. Jesteśmy przed sądem. Ja jako świadek nie zostałam wpuszczona na proces. Argumentacji żadnej nie było. Przed sądem jest około 40 osób, około 20 jest zatrzymanych - mówiła podczas rozprawy Krzysztofowi Zasadzie.
15 lutego białoruska milicja zatrzymała 40 działaczy ZPB, między innymi jego szefową Andżelikę Borys. Została ona ukarana bardzo wysoką grzywną - ponad miliona białoruskich rubli. Trzem innym czołowym działaczom związku wymierzono po pięć dni aresztu. Wszyscy zostali zatrzymani w drodze na rozprawę ws. Domu Polskiego w Iwieńcu.
Na represje wobec polonijnych działaczy zareagował rząd. Zakaz wjazdu do Polski dla osób biorących udział w wydarzeniach na Białorusi miał - według zapowiedzi - zacząć obowiązywać już o północy w nocy z 15 na 16 lutego. W związku z wydarzeniami na Białorusi prezydent Lech Kaczyński wezwał też na rozmowę szefa polskiej dyplomacji. Domagał się od Radosława Sikorskiego i całego rządu zdecydowanych działań Polski na forum europejskim.
Być może Związek będzie musiał działać w podziemiu - tak zatrzymania działaczy ZPB skomentował w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym Marek Bućko. Były zastępca ambasadora RP w Mińsku, uznany w kraju Aleksandra Łukaszenki za persona non grata, nie zostawił też suchej nitki na naiwnych i nieskutecznych działaniach polskiego MSZ i szerzej - Unii Europejskiej.
Seria zatrzymań działaczy ZPB widocznie wprawiła polski resort dyplomacji w konsternację. Podczas konferencji prasowej wiceminister Andrzej Kremer oświadczył, że sygnał ze strony Białorusi jest dalece nieczytelny. Stwierdził również, że ostatnie represje mogą mieć charakter zaszłości i niebawem sytuacja się zmieni.
Sąd w Grodnie, przed którym postawiono zatrzymanych działaczy Związku Polaków, skazał na pięć dni aresztu Igora Bancera - rzecznika organizacji, oraz jej wiceprezesa Mieczysława Jaśkiewcza. Andżelika Borys musi natomiast zapłacić grzywnę w wysokości ponad miliona białoruskich rubli. W telefonicznym kontakcie z zatrzymanymi działaczami był cały czas reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
O okolicznościach zatrzymań informowali w rozmowach telefonicznych z dziennikarzami RMF FM sami działacze Związku Polaków. Zatrzymano samochód, którym jechałem. Złapałem okazję, jadę stopem - mówił Andrzej Poczobut.
Szefowa organizacji Andżelika Borys informowała natomiast o absurdalnych zarzutach wobec zatrzymanych Polaków. Części zarzucono udział w niesankcjonowanej akcji. Chodziło o wiec w obronie Domu Polskiego w Iwieńcu. Innym zarzucono, że samochód, którym podróżowali na rozprawę ws. Domu Polskiego, został skradziony.
Dyskusja na temat łamania praw polskiej mniejszości na Białorusi rozgorzała na nowo 12 lutego. Z wizytą przyjechał wówczas do Polski szef białoruskiej dyplomacji Siergiej Martynow. Na konferencji po spotkaniu ze swoim polskim odpowiednikiem upierał się, że problemu dyskryminacji mniejszości polskiej na Białorusi nie ma. Według niego, problemy Związku Polaków Andżeliki Borys wynikają wyłącznie z nieporozumień między skłóconymi frakcjami polonijnych organizacji. W odpowiedzi Radosław Sikorski zaapelował do rządu w Mińsku o stworzenie Związkowi Polaków warunków do legalnego działania.
Sikorski zapewnił również, że strona polska nakreśliła przed gościem z Białorusi zarówno pozytywny scenariusz rozwoju wzajemnych stosunków, jak i scenariusz negatywny. Szczegółów minister nie chciał zdradzić.
Słowom Siergieja Martynowa, który twierdził, że nie ma na Białorusi problemu dyskryminacji Polaków, zaprzeczył w rozmowie z dziennikarzami RMF FM wiceprzewodniczący Związku Polaków na Białorusi Mieczysław Jaśkiewicz. Jesteśmy zatrzymywani pod byle pretekstem. Jeśli zatrzymuje nas milicja drogowa, to zawsze kary mamy maksymalne - mówił.