Prezydent Francji Emmanuel Macron potępił "skrajną przemoc", do jakiej doszło podczas sobotnich protestów ruchu "żółte kamizelki", w których w całym kraju wzięło udział około 50 tys. ludzi. "Sprawiedliwość zostanie wymierzona" - zapewnił prezydent.

Kolejny raz skrajna przemoc zaatakowała Republikę - jej stróżów, jej przedstawicieli, jej symbole. Ci, którzy dopuścili się tych czynów, zapominają o sednie naszego paktu obywatelskiego - ocenił na Twitterze szef państwa.

Zapowiadając, że "sprawiedliwość zostanie wymierzona", Macron podkreślił również, że aby doszło "do debaty i dialogu", "każdy mu się zmobilizować".

Ósmą sobotę z rzędu trwały we Francji protesty "żółtych kamizelek" przeciw rosnącym kosztom utrzymania. Choć w większości przebiegały one spokojnie, w niektórych miastach doszło do starć między demonstrantami a siłami bezpieczeństwa. Ponadto miały miejsce ataki na budynki merostw i instytucji państwowych oraz komisariaty żandarmerii.

W Paryżu z biura ewakuowano rzecznika rządu Benjamina Griveaux, gdy do budynku, przy użyciu sprzętu budowlanego, na krótko wdarli się protestujący.

Według danych MSW Francji w manifestacjach w całym kraju brało udział ogółem 50 tys. ludzi - znacznie więcej niż tydzień temu, gdy było ich 32 tys.

Członkowie ruchu "żółtych kamizelek" demonstrują od połowy listopada i oprócz rezygnacji z planowanej podwyżki podatków od paliwa, z której rząd już się wycofał, domagają się podniesienia płac, emerytur czy zasiłków dla bezrobotnych. Zgłaszają też żądania polityczne, w tym dymisji prezydenta Macrona.

Opracowanie: