Pięciu polskich prokuratorów oraz technicy kryminalistyczni przeprowadzają w Smoleńsku dodatkowe oględziny tupolewa. Zostaną w Rosji do piątku. Polacy pierwszy raz od czterech lat uzyskali dostęp do wraku. Tymczasem rosyjskie media - jak federalna telewizja "Kanał Pierwszy" - przekonują: "Polacy już jedenaście razy badali wrak, a wszystko jest jasne".
Przed godz. 8 czasu lokalnego polska delegacja weszła do budynku Zarządu Śledczego Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej w obwodzie smoleńskim.
Przed wejściem do hangaru, w którym znajdują się fragmenty tupolewa, Rosjanie ustawili urządzenie, które używane jest na lotniskach do prześwietlania bagażu. Jest tam także wykrywacz materiałów wybuchowych i analizator gazów. Kontrolę przeszli zarówno polscy śledczy, jak i przedstawiciele strony rosyjskiej.
Prokuratorzy musieli przebrać się w specjalne jednorazowe kombinezony, przed zbliżeniem się do wraku. To był wymóg strony rosyjskiej. Rosjanie tłumaczyli, że muszą utrzymać czystą strefę wokół wraku. Taką procedurę polscy prokuratorzy będą przechodzić codziennie, do piątku.
Jednym z zadań polskich ekspertów jest wykonanie zdjęć sferycznych wybranych części wraku.
Oględziny wraku tupolewa potrwają do 7 września. Czynności na miejscu przeprowadzają specjaliści rosyjskiego Komitetu Śledczego, a Polacy będą im towarzyszyć. Wszystko odbywa się w dużym hangarze o metalowej konstrukcji, jaki został zbudowany nad wrakiem tupolewa.
Przy udziale Polaków mają być przeprowadzone oględziny agregatów i elementów konstrukcyjnych.
Kryminolodzy Komitetu Śledczego zabezpieczają użycie współczesnej aparatury niezbędnej do rejestracji przebiegu i rezultatów oględzin - mówi Swietłana Petrenko z Komitetu Śledczego, jednocześnie zapewniając, że wybuchu nie było. Chociaż sami Rosjanie potwierdzają, że tupolew rozpadł się na 17 tysięcy fragmentów. Nie pozostały żadne wątpliwości jeżeli chodzi o przebieg tej katastrofy - podkreśla Petrenko. Jej zdaniem, rosyjskie śledztwo to 700 tomów akt, ale nie można go zakończyć, po polska strona wciąż składa nowe wnioski o pomoc prawną.
Wizycie polskich prokuratorów i techników kryminalistycznych towarzyszą publikacje w mediach rosyjskich informujące o wizycie i podkreślające, że strona rosyjska nie ma wątpliwości w sprawie przyczyn katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Artykuł o takiej wymowie publikuje poniedziałkowy "Moskowskij Komsomolec".
Dziennik ten opisuje także warunki przechowywania wraku Tu-154M. "Strefa, gdzie przechowywane są fragmenty samolotu jest sterylna, dostęp do niej jest ograniczony. Wszyscy, którzy będą oglądać wrak, przejdą staranną kontrolę, aby nie wnieść żadnych śladów z zewnątrz" - pisze "MK". Dziennik podaje, iż jego dziennikarzom pokazano namiot ze specjalną aparaturą i zapowiada, że "polscy specjaliści, tak jak ich rosyjscy koledzy, przejdą przez punkt kontrolny", w którym znajdują się urządzenia "zdolne do wykrycia materiałów wybuchowych nawet w minimalnych ilościach" oraz inna aparatura o wysokiej czułości.
Jak przypomina korespondent RMF FM Przemysław Marzec, ponad rok temu teren - gdzie doszło do katastrofy - w podejrzanych okolicznościach kupił lokalny biznesmen Aleksandr Syriewicz, który zamierza tam budować gazociąg. W kwietniu zapowiedział, że ruszają prace budowlane - na razie nie widać jednak, by były one prowadzone.
Większość terenu, na którym rozbił się samolot z polską delegacją, otacza prowizoryczny płot z blachy. Tabliczki informują, że to teren prywatny i przejścia nie ma.
Miejsce katastrofy porastają obecnie krzaki i kilkumetrowe wierzby. Pozostały polskie symbole, flagi I krzyże. Ktoś pomalował szaro-stalową emalią drewniane podesty wokół brzozy, gdzie składano kwiaty.
(j.+m+ł)