Zapis rozmów z kokpitu Tu-154 potwierdza, że samolot był sprawny i schodził do lądowania - powiedział sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki.
W stenogramie nie ma specjalnych niespodzianek, załoga realizowała podejście do lądowania, wszystko wskazuje, że samolot był sprawny, prawidłowo pracowały wysokościomierz i TAWS - skomentował Hypki opublikowany zapis rozmów z kabiny rozbitego samolotu. Dodał, że rozmowy świadczą też, że kontrola lotów widziała samolot na radarze.
W ocenie Hypkiego, w opublikowanym stenogramie nie ma niespodzianek z wyjątkiem sprawy osób trzecich w kabinie załogi, to wymaga dalszej analizy. Jego zdaniem, gdy drugi pilot zasugerował przerwanie podejścia do lądowania, była jeszcze szansa, by poderwać samolot. Trudno powiedzieć na sto procent, myślę, że była taka szansa, skoro byli wtedy 80 metrów nad ziemią. Ten samolot opada jeszcze przez około 50 metrów, zanim przejdzie do wznoszenia, stąd przepisy ustalające minimalną wysokość decyzji na 100 metrów - powiedział Hypki. Zauważył, że drugi pilot zasugerował odejście poniżej wysokości, na której powinien był to powiedzieć, ale pierwszy pilot i tak go nie posłuchał.
Pierwszy pilot zlekceważył procedury i informacje o warunkach. Szokujące, że robił to z pełnym spokojem. Mieli prawo podejść do lądowania, ale przekroczyli minimalną bezpieczną wysokość. Choćby wieża mówiła, że warunki są znakomite, jeśli na 100 metrach nie widzieli ziemi, mieli obowiązek bez zastanowienia przerwać podejście do lądowania - ocenił sekretarz Krajowej rady Lotnictwa.
Zdaniem Hypkiego, wszystko wskazuje, że lecieli według wskazań radiowysokościomierza, dlatego przyspieszyli opadanie, gdy ziemia w jarze przed lotniskiem zaczęła im uciekać. (...) Gdy próbowali poderwać samolot, było za późno, mogło dojść od przeciągnięcia, stąd przechylenie samolotu - powiedział.
Zaznaczył, że wypuszczenie klap, podwozia i reflektorów potwierdza - wbrew niektórym opiniom - iż załoga podchodziła do lądowania.