"W polskich szpitalach brak masek, lekarze boją się epidemii, lecz rząd zapewnia, że kontroluje sytuację" - donosi wtorkowa "Rzeczpospolita".
Lekarze są innego zdania niż władze, które twierdzą, że na koronawirusa są przygotowane.
"Przygotowani jesteśmy tylko na papierze. Sprawdzianem będzie pojawienie się pierwszych zachorowań, których spodziewam się już wkrótce" - mówi gazecie dr Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie.
Lekarze - jak czytamy w artykule - czują się zagrożeni wirusem.
"Masek przeciwwirusowych nie można dostać od miesiąca. Nawet gdybyśmy chcieli kupić je za własne pieniądze" - zauważa anestezjolożka z dużego szpitala na Mazowszu.
Na brak podstawowych zabezpieczeń skarżą się w rozmowie z dziennikiem także medycy z Lubelszczyzny czy Łódzkiego.
"Część otwarcie mówi, że jeśli nie będziemy mieli środków ochronnych, a pojawi się wysyp pacjentów z niewydolnością oddechową, nie przyjdą do pracy" - ostrzega lekarka z Warszawy.
Zdaniem dr Gałczyńskiej-Zych, pracownicy ochrony zdrowia mają prawo czuć się zagrożeni, bo - jak wynika z doniesień z Chin - koronawirus zaatakował wielu członków personelu medycznego.
Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych zauważa natomiast: "Mogę sobie wyobrazić, że w wielu szpitalach brakuje masek, kombinezonów, bo choć powinny stanowić stałe wyposażenie i być regularnie wymieniane, wiele placówek na nich oszczędzało. A kiedy po informacjach o epidemii próbowały uzupełnić zapasy, nie było ich już w hurtowniach".
O ataku koronawirusa z Wuhanu dr Dorota Gałczyńska-Zych mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wprost: "To biologiczna trzecia wojna światowa. Jej rozmiary poznamy w boju".