Polska szykuje się do przymknięcia południowych granic: wiceszef resortu spraw wewnętrznych i administracji Bartosz Grodecki potwierdził, że przygotowywane są przepisy, zgodnie z którymi podróżni wjeżdżający do Polski z Czech i ze Słowacji będą musieli posiadać negatywny wynik testu na koronawirusa. Zaznaczył równocześnie, że "nie będziemy przywracali kontroli granicznej w sensie prawnym: to będzie kontrola sanitarna, selektywna". Od obowiązku posiadania ujemnego testu przewidziane mają być wyjątki: obostrzenie nie będzie dotyczyło np. pracowników transgranicznych.
O tym, że rząd planuje wprowadzenie wymogu posiadania przy wjeździe do Polski negatywnego testu na koronawirusa, mówił w poniedziałek w TVN 24 minister zdrowia Adam Niedzielski. Dopytywany, czy bez testu obywatel nie będzie mógł wrócić do Polski, zaznaczył, że "będzie mógł, tylko będzie musiał wpaść na kwarantannę".
"Myślimy, żeby zrobić to jeszcze w tym tygodniu, pod koniec" - stwierdził również Adam Niedzielski.
W poniedziałkowy wieczór wiceszef MSWiA Bartosz Grodecki potwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że trwają obecnie prace nad wprowadzeniem wymogu, zgodnie z którym wjeżdżający do Polski z Czech i ze Słowacji będą musieli posiadać test na obecność koronawirusa z negatywnym wynikiem, wykonany maksymalnie 48 godzin wcześniej.
"Nie będziemy przywracali kontroli granicznej w sensie prawnym. To będzie kontrola sanitarna, selektywna. W regionach przygranicznych będziemy sprawdzali, czy osoby, które przekroczyły granicę, rzeczywiście taki test posiadają" - wyjaśnił Grodecki, zaznaczając, że kontrole na szlakach granicznych będą prowadzone intensywnie.
Wiceminister zapewnił, że będą wyłączenia z tego obowiązku.
"Test nie będzie wymagany dla np. pracowników transgranicznych czy transportu towarowego" - podkreślił.
"Chcemy przede wszystkim ograniczyć transmisję wirusa, a co za tym idzie - wyjazdy, które nie są konieczne" - wyjaśnił Bartosz Grodecki.
Pytany, kiedy wprowadzenie takich zmian jest możliwe, wiceszef MSWiA odparł: "Na razie pracujemy nad zmianami przepisów rozporządzenia. Na pewno KPRM i Ministerstwo Zdrowia będą o tym odpowiednio wcześniej informowały".
Co ciekawe, krytycznie do pomysłu zamykania granic odniósł się w poniedziałkowej Porannej rozmowie w RMF FM prof. Robert Flisiak, lekarz chorób zakaźnych i członek Rady Medycznej przy premierze.
"Zamykanie granic nie ma sensu, bo przecież widzimy, co się dzieje naokoło. To, że u nas jest trochę mniej w tej chwili niż w Czechach czy na Słowacji, to nie znaczy, że za tydzień, dwa nie będzie odwrotnie - więc takie huśtawki z zamykaniem granic to jest przesada. Europa jest otwarta i w obecnej sytuacji nie mamy warunków do tego, żeby uszczelnić granice. Nie oszukujmy się" - stwierdził.
Na uwagę Roberta Mazurka, że możemy żądać od przyjeżdżających do Polski okazania ujemnego wyniku testu na koronawirusa, prof. Flisiak odparł: "No i co zrobimy z tymi testami? Zamkniemy tych ludzi na kwarantannie? A co z tymi, którzy przechorowali, są ozdrowieńcami? Możemy w ten sposób robić. W mojej ocenie w obecnej chwili rolą Rady Medycznej jest przede wszystkim racjonalizowanie obostrzeń i rozluźnień".
Na przymknięcie granicy m.in. z Czechami zdecydował się już niemiecki rząd. Berlin uznał Czechy, Słowację i duże części austriackiego Tyrolu za obszary niebezpieczne z punktu widzenia epidemiologicznego.
Od 14 lutego mogą stamtąd wjeżdżać do Niemiec tylko niemieccy obywatele i cudzoziemcy mający pozwolenie na pobyt w Niemczech. Wyjątkiem są kierowcy ciężarówek i ludzie dojeżdżający do pracy za granicą, wykonujący zawody istotne dla gospodarki.
Chcąc przekroczyć granicę, trzeba mieć przy sobie negatywny wynik testu na koronawirusa, wykonanego maksymalnie 48 godzin wcześniej.