"Jako pierwszy w pomoc zaangażował się mój brat, który jest ratownikiem górniczym. Ja postanowiłam też zrobić coś dobrego. Wspólnie z koleżanką z reprezentacji Andżeliką Wójcik zgłosiłyśmy się do programu wolontariatu organizowanego w urzędzie miasta" - mówi RMF FM panczenistka Natalia Czerwonka, która od kilkunastu dni dostarcza zakupy osobom potrzebującym w Lubinie.
Patryk Serwański, RMF FM: Jak zaangażowała się pani w pomoc potrzebującym?
Natalia Czerwonka: Skończyłam finał Pucharu Świata i miałam mnóstwo planów - choćby związanych z moją Akademią. Zdążyłam jeszcze poprowadzić zajęcia pokazowe w szkołach. Później jednak szkoły zamknięto i plany spaliły na panewce. Nie bardzo wiedziałam, co z sobą zrobić. Mój brat, który jest ratownikiem górniczym, działa w stowarzyszeniu honorowych dawców krwi. Oni od pierwszego dnia organizowali pomoc dla starszych osób. Ja wspólnie z moją koleżanką z reprezentacji Andżeliką Wójcik postanowiłyśmy też coś zrobić. Włączyłyśmy się w wolontariat organizowany przez urząd miejski w Lubinie. Na początku rozwoziłyśmy gazetki, w których były informacje jaka pomoc jest możliwa. Były tam też numery telefonów. Właściwie od następnego dnia już działałyśmy i rozwoziłyśmy zakupy osobom starszym.
Technicznie jak wygląda cała procedura?
Osoby potrzebujące, nie tylko starsze, także osoby przebywające na kwarantannie, kontaktowały się z urzędem miasta. Z Andżeliką jechałyśmy tam o godz. 11. Dostawałyśmy listę osób. Musiałyśmy do tych osób pojechać zebrać listy zakupów i pieniądze. Taki objazd zajmuje nawet godzinę. Później już zakupy w sklepie. Dzieliłyśmy się pracą. Na koniec oczywiście zakupy trzeba było rozwieźć. To wszystko trwa 4-5 godzin dziennie. Teraz te osoby mają już nasze numery i kontaktują się bezpośrednio z nami. Czasami robimy te zakupy wcześnie rano albo wieczorem. Tych osób potrzebujący wsparcia jest jednak coraz mniej. Ludziom kończy się kwarantanna. Można wychodzić na dwór w maseczkach i osoby starsze trochę się przełamują i też wychodzą. Ale dopóki jest taka potrzeba, można do nas dzwonić, a my pomożemy. Byłyśmy już na poczcie, żeby zapłacić rachunki, wyrzucałyśmy śmieci. Pomagamy w prostych czynnościach dnia codziennego.
Czy ktoś z grona osób, które otrzymały, zakupy rozpoznały medalistkę olimpijską?
Tak. Zostałam rozpoznana. Robiłam zakupy jednej pani przed świętami wielkanocnymi. Po drugiej stronie listy produktów był liścik. Pani napisała, że jest jej niezmiernie miło, bo oglądała mnie w telewizji. Teraz robię jej zakupy i to jest dla niej zaszczyt. To jest bardzo miłe. Dostajemy też SMS-y z podziękowaniami. Panie w sklepach spożywczych już nas rozpoznają. Wiedzą, że jesteśmy wolontariuszkami. Pomagają nam.
Kilka godzin poświęconych na wolontariat. Jest czas na treningi?
Na szczęście nie mam na razie dwóch treningów dziennie, bo niedawno skończyłam sezon. Ten jeden trening w ciągu dnia spokojnie mogę wpleść w taki wypełniony plan dnia.
Taka społeczna odpowiedzialność jest dla pani ważna? Także patrząc na to przez pryzmat sportowych sukcesów.
Dla mnie to bardzo ważne. Jest rzesza kibiców, ale mam także swoich podopiecznych w klubie. Mogę być dla nich inspiracją. Mogą brać ze mną przykład. Czasami słyszą od rodziców, że chcą, aby ich pociechy wyrosły kiedyś na kogoś takiego, jak ja. Takie słowa dodają skrzydeł, motywacji. Zadzwoniłam niedawno do domu dziecka, na który zbierałam środki kilka lat temu. Zadzwoniłam do nich z pytaniem, czy czegoś nie potrzebują. Może maseczek? Okazuje się, że brakowało im białego papieru, kolorowanek. I właśnie rodzice dzieciaków z mojej akademii od razu odpowiedzieli na ten apel. Już to wszystko mam. Mam też pieniądze, żeby do tego domu dziecka coś jeszcze dokupić. To jest super, że mam wokół siebie tylu wspaniałych ludzi, którzy widzą, że ja pomagam i którzy też chcą pomagać.