Dzisiejszy bilans nowych zakażeń koronawirusem jest umiarkowanie zły, ale z prawdziwym niepokojem trzeba wyczekiwać jutrzejszych danych – tak nieoficjalnie komentują statystyki członkowie rządu. Jak usłyszał w rządowych kuluarach dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda, jeśli jutro i pojutrze nowych przypadków będzie powyżej 40 tysięcy – trzeba będzie wrócić do dyskusji o dalszych obostrzeniach. A w arsenale pozostał już tylko zakaz przemieszczania się.
Na razie - jak wynika z nieoficjalnych informacji Krzysztofa Berendy ze źródeł w rządzie - członkowie gabinetu Mateusza Morawieckiego chcą z nowymi obostrzeniami zaczekać. Jak mówią: trzeba dać szansę ostatnio wprowadzonym restrykcjom, by zaczęły przynosić efekty.
Z badań wynika, że większość obowiązujących obecnie zakazów działa: ruch na ulicach jest zauważalnie mniejszy, w otwartych sklepach zazwyczaj nie widać wielkich tłumów.
Równocześnie jednak z danych wynika, że Polacy masowo ruszyli teraz na testy: i dlatego, że mają objawy zakażenia bądź mieli kontakt z kimś, u kogo wykryto infekcję SARS-CoV-2, i prywatnie: dlatego że chcą sprawdzić się przed świętami.
Dzisiaj resort zdrowia poinformował o blisko 21 tysiącach nowych zakażeń koronawirusem: to o 25 procent przypadków więcej niż przed tygodniem.
W ostatni piątek, dla przykładu, zanotowaliśmy ponad 35 100 nowych zakażeń, a więc o mniej więcej 35 procent więcej niż tydzień wcześniej.
Jeśli taka dynamika przybywania zakażeń się utrzyma, to jutro zbliżymy się w dziennym bilansie, a pojutrze przekroczymy granicę 40 tysięcy nowych przypadków.
Wtedy - jak usłyszał w rządowych kuluarach Krzysztof Berenda - trzeba będzie wrócić do dyskusji o nowych obostrzeniach.
A w arsenale pozostaje już tylko jedno: wprowadzony stanem nadzwyczajnym zakaz przemieszczania się.