Rosyjska operacja wojskowa w Syrii do złudzenia przypomina scenariusz zrealizowany wcześniej w Czeczenii — pisze publicysta "Washington Post" Jackson Diehl w najnowszym numerze gazety. Jego zdaniem rosyjska strategia w Syrii polega na wykluczeniu z gry alternatywnych aktorów politycznych i narzuceniu takiego przywództwa, które odpowiada interesom Kremla.
Takie były też cele rosyjskiej wojny w Czeczenii, która rozpoczęła się w 1994 roku. Rzecz jednak w tym, że o ile w Czeczenii mieliśmy do czynienia z umiarkowaną, świecką opozycją islamską, która cieszyła się powszechnym poparciem społecznym, to w Syrii taka opozycja istnieje w stanie szczątkowym – uważa amerykański publicysta. Diehl przywołuje wypowiedź prezydenta Baracka Obamy z początku października, w której amerykański przywódca ocenił, iż Rosja prowadząc naloty w Syrii, nie odróżnia Państwa Islamskiego od umiarkowanej opozycji sunnickiej. Z rosyjskiej perspektywy wszyscy sprzeciwiający się Baszarowi el-Asadowi w Syrii są terrorystami.
Operacja "przywracania porządku konstytucyjnego" w położonej na Kaukazie Czeczenii zajęła Rosji prawie 10 lat. Ostatnia faza operacji, rozpoczęta z polecenia Władimira Putina w 1999 roku i uwieńczona pod koniec 2000 roku nominowaniem Ramzana Kadyrowa na namiestnika Kremla w Czeczenii, uważana jest za "znak firmowy i wizytówkę Rosji". Tak to ujął w 2014 roku sam premier Dmitrij Miedwiediew - przypomina Diehl.
Publicysta wyjaśnia na czym polegała operacja czeczeńska Rosji: stosowano strategię spalonej ziemi, niszczono całe auły podejrzane o pomaganie bojownikom, brano jako zakładników osoby bliskie separatystom, nagminnie stosowano tortury. Cała Czeczenia była usiana tajnymi więzieniami - pisze powołując się na dane Międzynarodowej Grupy Kryzysowej ds. Czeczenii.
Ramzan Kadyrow, silny człowiek Kremla w Groznym, jest takim czeczeńskim odpowiednikiem Baszara el-Asada. Obaj popierani przez Moskwę politycy mają krew na rękach, niosą odpowiedzialność za cierpienia ludności cywilnej, zabójstwa oponentów politycznych i korupcję na niespotykaną skalę – zauważa Diehl.
Publicysta przypomina, że w styczniu 1997 roku w wyborach prezydenckich w Czeczenii zwyciężył zwolennik umiarkowanej linii Asłan Maschadow uzyskując 59 proc. głosów. Pokonał on radykalnego islamistę Szamila Basajewa, na którego głos oddało 23 proc. uczestników głosowania. Legendarny przywódca Czeczenii w momencie ogłoszenia niepodległości w 1991 roku Dżochar Dudajew był podobnie jak Maschadow raczej zwolennikiem świeckiego modelu państwa. Nawet nie wiedział ile razy w ciągu dnia muzułmaninowi przystoi się modlić — odnotowuje Diehl.
Zarówno Dudajew jak i Maschadow zostali zgładzeni w niejasnych okolicznościach, najprawdopodobniej przez rosyjskie służby specjalne, co utorowało drogę do przejęcia władzy przez Ramzana Kadyrowa.
(rs)