Czy Polska, która jest przeciwna obowiązkowym kwotom podziału uchodźców między państwa UE mogłaby, jeżeli - takie rozwiązanie zostanie przyjęte - zaskarżyć tę decyzję? Teoretycznie obecny lub kolejny rząd może wnieść sprawę do sądu UE. Rozmówcy naszej korespondentki są jednak zgodni co do tego, że zostałoby to odebrane jako pójście na wojnę nie tylko z Brukselą, ale z większością krajów Unii. Odbiłoby się też na wielu interesach Polski. Tak więc jest to prawdziwa ostateczność.
Procedura związana ze skargą może potrwać ponad dwa lata, a samo jej rozpoczęcie nie oznacza zawieszenia decyzji, czyli niczego doraźnie nie zmienia. W dodatku w przypadku skargi do sądu UE, obu stronom przysługuje odwołanie do Trybunału Sprawiedliwości UE, co wydłuża czas o kolejne półtora roku.
Co ważne, Bruksela mogłaby wnieść skargę do trybunału Unii z powodu niewywiązania się Polski ze swoich zobowiązań co do przyjęcia uchodźców. Wyrok byłby nieco szybszy (procedura może potrwać półtora roku) i związany z wysokimi karami finansowymi.
Dyplomaci w Brukseli i Luksemburgu podkreślają, że wniesienie skargi w kwestii podziału uchodźców byłoby sprawą bez precedensu.
Nigdy do tej pory sąd UE nie orzekał w tak drażliwej i dynamicznie zmieniającej się sprawie. Przecież uchodźcy napływają codziennie, a wyrok zapada po dwóch latach - mówi jeden z rozmówców naszej korespondentki. Politycznie jednak - przyznają to wszyscy - bardzo trudno zmusić jakiś kraj do przyjęcia uchodźców - nawet jeżeli zostanie przegłosowany.
(mn)