Jerzy Bahr: Kiedy dotarliśmy na miejsce, szczątki samolotu jeszcze się paliły
Biegliśmy. Zobaczyłem krajobraz jak po trzęsieniu ziemi. Chcieliśmy wyciągać ofiary, jednak nikogo nie mogliśmy znaleźć. Skontaktowałem się z ministrem Sikorskim - relacjonuje pierwsze chwile po katastrofie ambasador RP w Rosji Jerzy Bahr w Kontrwywiadzie RMF FM. Chcę podziękować Rosjanom za okazaną nam pomoc - dodaje.
Konrad Piasecki: Panie ambasadorze, pan w sobotę był pierwszym urzędnikiem państwowym, który w świat przesłał tę wiadomość o tym, co się stało. Jak to wyglądało z pańskiej perspektywy?
Jerzy Bahr: Stało się to bardzo szybko rzeczywiście, bo skierowałem się natychmiast za pierwszym zobaczonym wozem straży pożarnej i dzięki temu się znalazłem na miejscu bardzo, bardzo szybko. Po prostu biegłem przez jakieś tam łąki w tym kierunku, gdzie widać było, że się coś stało. Wszystko to zajęło naprawdę bardzo mało minut.
Konrad Piasecki: Kiedy pan tam dobiegł - jak wyglądało to pobojowisko? Szczątki samolotu jeszcze się paliły?
Jerzy Bahr: Tak, oczywiście. Natomiast pierwsze wrażenie było takie, które sobie potem dopiero skojarzyłem, ja kiedyś widziałem skutki trzęsienia ziemi w Bukareszcie i widziałem domy, które miałem w pamięci jako domy wielopiętrowe, a zamieniły się w coś, co miało piętro wysokości. I to, co mnie uderzyło wtedy i teraz właśnie, ten kontrast między wysokością normalnego samolotu, a wysokością tego, co zostało i było to dlatego szokiem takim szczególnym dla mnie, że kiedy biegliśmy i wiedzieliśmy już, że się zdarzyło jakieś nieszczęście, liczyliśmy, że zobaczymy nawet kadłub samolotu, do którego będziemy mogli dobiec i wyciągać stamtąd ofiary. A ten widok już był taki, że widać było, że jest to zupełnie niemożliwe.
Konrad Piasecki: Panie ambasadorze, z kim pan się wtedy skontaktował, co pan powiedział?
Jerzy Bahr: Natychmiast, dosłownie kilka minut potem, kiedy stałem w tym miejscu, bo to jest przecież szok dla każdego, to był kontakt z Centrum Operacyjnym Rządu i natychmiast mnie połączono z panem ministrem Sikorskim, który zapewne też był - trudno mi jest powiedzieć - pierwszą czy też jedną z pierwszych osób w Polsce, które się o tym dowiedziały.
Konrad Piasecki: Był w stanie uwierzyć w to, co usłyszał?
Jerzy Bahr: Rozmowa była bardzo krótka i trudno mi jest powiedzieć, czy był w stanie uwierzyć. Nikt, kto słyszy taką wiadomość - myślę - jeżeli jest zdrowy, to nie jest w stanie uwierzyć. A ja myślę, że po prostu też nie uwierzył.
Konrad Piasecki: Powiedział pan "samolot się rozbił, prezydent nie żyje"?
Jerzy Bahr: Nie wiedziałem, czy żyje, czy nie żyje, przecież to nie można w takim momencie mówić na temat prezydenta. Tylko powiedziałem, że nastąpiła katastrofa i że widzę tutaj, przed sobą szczątki zupełne.