Walijczyk Kerry Hope odebrał Grzegorzowi Proksie pas zawodowego mistrza Europy w wadze średniej. W 12 rundowym pojedynku w Sheffield bokser pokonał na punkty polskiego zawodnika walczącego z rozciętym łukiem brwiowym.
27-letni Proksa przyznał, że zderzenie głowami w drugiej rundzie, po którym przez całą walkę krwawił, bardzo go zdeprymowało. Kontuzja wszystko zmieniła, zburzyła cały plan konfrontacji z Hopem.
Nie szukam żadnego usprawiedliwienia, wymówki. Przyjmuję porażkę na gardę i jeszcze w ringu poprosiłem Walijczyka o rewanż, na co przystał. Nie mogę być zadowolony z przebiegu pojedynku, chociaż już w pierwszej rundzie złapałem czucie i wierzyłem, że w następnych będzie co raz lepiej. Zderzyliśmy się jednak głowami, co się w boksie zdarza. Do teraz nie widzę na lewe oko. Walczyłem instynktem - powiedział Polak. Była to pierwsza porażka Proksy w jego profesjonalnej karierze. Wcześniej wygrał 26 pojedynków.
Najbardziej przykre jest to, że nie czuję się zmęczony. W tym krwawym pojedynku zabrakło mi też trochę szczęścia, bo Walijczyka trzykrotnie wybawił z poważnych opresji gong - mówił po walce Proksa.
Co prawda 12 runda ależała do Polaka, ale było to za mało, aby mógł zatrzymać mistrzowski pas. Dwóch sędziów zdecydowało o wygranej Walijczyka, a jeden o remisie.
Miałem wiele respektu dla rywala. Z pewnością nie byłem faworytem, ale przyszedł mój dzień. W ringu poczułem życiową formę, która jest efektem ciężkiego treningu. W mojej karierze różnie bywało, ale w końcu jestem na szczycie - tak przebieg walki skomentował Kerry Hope.
Proksa wywalczył pas mistrza kontynentu w ubiegłym roku po zwycięstwie w Neubrandenburgu przed czasem nad Sebastianem Sylvestrem. Niemiec nie wyszedł do czwartej rundy. Kolejnym przeciwnikiem Polaka miał być inny niemiecki pięściarz Sebastian Zbik, ale nie zdecydował się na konfrontację.