Odraczając wczoraj ogłoszenie wyroku w sprawie KRS Julia Przyłębska wprost przyznała, że "poza wszelkimi procedurami" wpłynął do niej jako prezesa TK wniosek jednego z sędziów, "aby skład orzekający w sprawie podjął określone czynności w ramach orzekania". Na tym poprzestała, choć sprawa powinna być wyjaśniona najgłębiej jak to tylko możliwe.

Nacisk wewnętrzny

Kiedy któryś z sędziów składa w sprawie rozstrzyganej przez innych wnioski, dotyczące orzekania, z pewnością mamy do czynienia z działaniem co najmniej niewłaściwym i wymagającym wyjaśnienia. Julia Przyłębska słusznie nazwała relacjonowane przez siebie wydarzenie sytuacją zaskakującą i niebywałą. Na tym jednak skończyła, nie podając ani nazwiska sędziego, który ów niedopuszczalny wniosek złożył, ani szczegółów samego wniosku (podjęcia jakich czynności ów sędzia się domagał), ani nie dodając najważniejszego chyba - co ona sama, jako osoba uważająca się za prezesa Trybunału Konstytucyjnego zamierza z tym zrobić.

Co z dyscyplinarką?!

Wtrącanie się przez jednego z sędziów nie wyznaczonych do orzekania w sprawie w działania składu sędziowskiego, któremu to powierzono, sugerowanie wręcz co skład ten powinien zrobić, cokolwiek by to nie było - jest rzeczą niedopuszczalną. Daje się wręcz zakwalifikować jako nacisk na sąd i ingerencja w podstawową zasadę niezawisłości orzekania w sprawie. Jest to więc co najmniej uchybienie godności urzędu sędziego TK. Za dopuszczenie się zaś takiego czynu sędzia powinien odpowiadać dyscyplinarnie.

O wszczęciu jakiegokolwiek postępowania dyscyplinarnego w sprawie wniosku tak niebywałego, że Julia Przyłębska opowiada o nim na sali rozpraw nic jednak nie wiemy. Nie wiemy więc ani kto, ani co, ani co z tego wynika - i czy w ogóle cokolwiek.

O kogo chodzi?

W tej sprawie pozbawione wiedzy ale żywo nią zainteresowane środowisko prawnicze przedstawia dwie możliwości: albo wniosek złożył któryś z tzw. starych sędziów TK, albo... wiceprezes Trybunału Mariusz Muszyński.

Przeważa przy tym ta druga opinia, wsparta dość logicznym rozumowaniem. Po pierwsze - czym takim sprawa KRS różni się od pozostałych, że któryś z sędziów wybranych w poprzedniej kadencji nie wytrzymał, i zdecydować się ingerować w działanie składu, do którego nie został wyznaczony? Po drugie - zdaniem starszych sędziów TK Julia Przyłębska nigdy się dotąd nie przejmowała. Dlaczego więc tym razem zrobiło ono na niej takie wrażenie? Po trzecie - prawnicy dość zgodnie twierdzą, że ingerowanie w samo orzekanie to rzecz daleko poważniejsza niż np. próba zwrócenia uwagi na którąś z licznych usterek proceduralnych w tej sprawie.

O ile można sobie wyobrazić któregoś z tzw. starych sędziów TK wskazującego wadliwe procedury, niedochowanie terminu itp., o tyle nikomu nie mieści się w głowie sytuacja opisana przez Przyłębską - "wnioskowanie, by skład orzekający podjął określone czynności w ramach orzekania".

Autorem wniosku jest Muszyński?

O podobne skrupuły nie jest jednak, mówiąc delikatnie, posądzany prof. Mariusz Muszyński. Ujawnione przypadki kontrolowania przez niego korespondencji innych sędziów dość wyraźnie odsłoniły temperament sędziego, pełniącego obowiązki wiceprezesa Trybunału.

Na to, że to on może być autorem wniosku, który tak poruszył Julię Przyłębską, wskazują też jego nieskrywane poglądy, w uproszczeniu - o wyższości wyroków trybunału polskiego nad prawem europejskim. Na takim zestawieniu wartości oprze się pewnie ostatecznie rozstrzygnięcie w sprawie KRS i - w uproszczeniu - o wyższości decyzji TK nad decyzjami TSUE ledwo kilka dni temu prof. Muszyński opublikował tekst w Rzeczpospolitej.

To wreszcie wiceprezes TK Mariusz Muszyński uważany jest też za jedyną osobę, która - zdaniem prawników bliskich Trybunałowi - mogłaby próbować wpływać na orzeczenie składu, do którego nie został wyznaczony.

Prezes kontra wiceprezes

Świat prawniczy od wielu miesięcy mówi o jawnym konflikcie Mariusza Muszyńskiego z Julią Przyłębską. Wiceprezes, jakiś czas temu cieszący się pełnym zaufaniem Przyłębskiej i de facto kierujący Trybunałem, od kilku miesięcy nie pojawia się w ogóle w siedzibie TK. Ostatnie decyzje z jego udziałem podjęto na początku grudnia. Politycznie Przyłębska identyfikowana jest ze środowiskami bliskimi Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego, Muszyński uznawany jest zaś za nieprzejednanego "ziobrystę".

Jakiekolwiek jest tło możliwego konfliktu, wczorajsze zachowanie Przyłębskiej w sprawie dziwnego wniosku niewymienionego sędziego dobrze wpisuje się w obraz dedukowany przez obserwujących wydarzenia prawników. Jeśli rzeczywiście chodzi o Muszyńskiego, zrozumiała staje się powściągliwość w wyciąganiu wniosków dyscyplinarnych. Z punktu widzenia prezes TK Muszyński to może i wróg, ale swój, "dobrozmianowy". Podobnie wygląda Przyłębska z perspektywy wiceprezesa TK, zatem robienie sobie przez nich nawzajem, istotnych szkód jest raczej wykluczone.

Obumieranie Trybunału

Cokolwiek dzieje się dziś w TK, odbywa się na tle coraz większego spustoszenia. Internetowy portal orzeczeń bezlitośnie pokazuje, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy w Trybunale zapadło ledwo siedem orzeczeń, w tym dwa umorzenia. W całym ubiegłym roku Trybunał zajął się rekordowo niską liczbą 72 spraw. Od 20 lat nie było ich tak mało. W poprzednich latach rozstrzygał ich rocznie około 130-140, parokrotnie bywało też, że 188.

Uważnie obserwujący działania TK prawnik twierdzi, że w czasie kwartału Trybunał wyznaczył tylko cztery terminy rozpraw, z których trzy zostały następnie odwołane. Jeden z sędziów, którego wybór oprotestował min. Ziobro nie orzeka od... grudnia 2016. Trybunał od dwóch lat nie zajmuje się sprawa trzech takich sędziów. Na porządku dziennym są zmiany składów orzekających wg niejasnych kryteriów wyboru.

Trybunał Konstytucyjny po prostu obumiera.