Oczytany,młody mężczyzna pochodzący z rozbitej rodziny, typ samotnika - oto wyłaniający się z relacji kolegów obraz zamachowca, który zastrzelił 26 osób w szkole podstawowej w amerykańskim Newtown. Wciąż nie wiadomo, co popchnęło 20-latka do popełnienia zbrodni.


Adam Lanza, który dokonał zamachu w szkole podstawowej w Newtown, pochodził z rozbitej rodziny. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał 17 lat. Jak mówią jego koledzy, bardzo to przeżył.

Matka Lanzy stawiała mu bardzo wysokie wymagania. Oczekiwała, że odniesie w życiu sukces i wymagała od niego poważnego traktowania nauki do tego stopnia, że nie pozwalała mu chodzić do szkoły w luźnym stroju.

20-latek czytał wiele książek, był typem samotnika. Nie miał przyjaciół, a jego główną rozrywką były gry komputerowe. To cecha, która łączy go m.in. ze sprawcą masakry w kinie na przedmieściach Denver.

Według informacji podanych przez telewizję CNN, 20-latek  cierpiał na zaburzenia psychiczne. Stacja nie ujawnia jednak żadnych szczegółowych informacji na ten temat. Wiadomo, jedynie że mimo tych problemów mężczyzna nie był do tej pory notowany w policyjnych kartotekach. Z nieoficjalnych informacji od osób związanych ze śledztwem cytowanych przez BBC wynika, że Lanza mógł cierpieć na jakąś formę autyzmu.

Pierwsze ofiary zostały zidentyfikowane

W sobotę przed południem polskiego czasu policja poinformowała, że pierwsze ofiary zamachowca zostały już zidentyfikowane.

"Daily Telegraph" podaje, że chodzi o dyrektorkę szkoły, panią psycholog i jedną z nauczycielek. Gazeta opisuje zachowanie kobiet w momencie tragedii. Według relacji, nie próbowały się ukrywać, ale w obronie dzieci wybiegły na korytarz, na którym był zamachowiec. Mężczyzna zastrzelił je w sposób przypominający egzekucję.

Oddał co najmniej 100 strzałów

Z relacji świadków wynika, że tragiczne wydarzenia w szkole Sandy Hook rozegrały się w piątek około godziny 9.30 w dwóch salach lekcyjnych i na korytarzu. Zabójca oddał co najmniej 100 strzałów. Było słychać strzały i przeraźliwe krzyki - relacjonował później jeden z uczniów. Mieliśmy zajęcia sportowe na hali. Gdy tylko usłyszeliśmy strzały, wszyscy podbiegliśmy do ściany, a potem uciekliśmy ze szkoły - opowiadał inny.

Nauczyciele próbowali w panice wyprowadzić dzieci ze szkoły. Mieli im tłumaczyć, że w budynku szaleje "dzikie zwierzę". Wiele dzieci nie wyszło jednak z budynku. Część z nich schowała się w toaletach, a inne ukryły się w szafach. Ci, którym udało się uciec, trafili do pobliskiego budynku straży pożarnej. Tam - zarówno dziećmi, jak i rodzicami - zajęli się psychologowie.

Policja podała, że na miejscu zginęło 18 dzieci, a 2 kolejnych zmarło w szpitalu. Wszystkie miały od 5 do 10 lat.