Mateusz Waligóra dotrze do bieguna południowego szybciej niż planował. Jeśli nic nie stanie mu na przeszkodzie, osiągnie swój cel już w piątek. Podróżnik wędruje przez Antarktydę od prawie dwóch miesięcy. Ma ze sobą żółto-niebieską flagę RMF FM.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Idzie na biegun na nartach, samotnie i bez wsparcia z zewnątrz, ciągnąc cały ekwipunek na saniach.
"Zostało mi 75 kilometrów w linii prostej. Mam taki chytry plan, aby dotrzeć tam 13 stycznia, czyli w piątek, bo myślę, że będzie to data łatwa do zapamiętania w przyszłości" - opowiada w specjalnym łączeniu z internetowym radiem RMF24.
Waligóra może być czwartym Polakiem, który zdobędzie biegun południowy w tym stylu.
17 stycznia, o którym mówiłem jako możliwym dniu osiągnięcia celu, jest już terminem raczej nieaktualnym, jeśli pogoda mnie nie zaskoczy. Za sobą mam około 1170 kilometrów. Do bieguna pozostało mi 75 kilometrów w linii prostej. Mam taki chytry plan, aby dotrzeć tam 13 stycznia, czyli w piątek, bo myślę, że będzie to data łatwa do zapamiętania w przyszłości. Zostało przede mną jeszcze około trzech dni marszu. Najbliższe 2 dni będą takie, jak każdy poprzedni, natomiast w ciągu ostatniego dnia na pewno wyśpię się w czwartek dłużej, a następnie ruszę już na nartach w stronę bieguna i będę szedł aż do momentu, gdy uda mi się do niego dotrzeć - zapowiada podróżnik.
Dopisuje mi pogoda, mam siły, mam cały czas zapas jedzenia i paliwa, więc wydaje mi się, że droga do bieguna stoi przede mną otworem, natomiast w rzeczywistości tutaj wszystko zmienia się w ciągu kilkunastu minut. Teraz w ogóle nie wieje, świeci słońce, temperatura odczuwalna wynosi minus 30 stopni, ale wystarczy, że zacznie wiać i w kilkadziesiąt minut zacznie się prawdziwa zamieć, a wtedy temperatura odczuwalna spadnie do minus 45 stopni. W takich warunkach funkcjonuje się już zupełnie inaczej, dlatego w trakcie tych ostatnich dni muszę być szczególnie ostrożny, szczególnie czujny, by nie odmrozić sobie niczego. Oby też ekwipunek nie uległ awarii, bo plastikowe elementy sprzętu przy minus 45 stopniach robią się kruche jak ciastka - zaznacza.
Myślę, że cała ta wyprawa była przeze mnie przeprowadzona w bardzo rozsądny sposób. Początek był trudny i tego się spodziewałem, natomiast nie spodziewałem się, że będzie aż tak trudny. Chodząc słuchy po Antarktydzie, że ten sezon jest naprawdę ciężki. Na początku wyprawy było bardzo dużo opadów śniegu, a później największe zastrugi od ponad 8 lat - tak sytuację ocenił pilot, który lata regularnie od krawędzi Antarktydy z bazy Union Glacier na biegun. Mimo tych trudnych warunków szacowałem, że dojście do bieguna zajmie mi około 60 dni. Na tyle dni byłem przygotowany, a jeśli wszystko potoczy się dobrze, to dotrę tam nawet szybciej. Jestem przekonany i wewnętrznie czuję, że cała ta wyprawa została przeze mnie przeprowadzona bardzo rozsądnie - podkreśla Waligóra.