Ponad 650 kilometrów wędrówki ma już za sobą Mateusz Waligóra, który od miesiąca przemierza Antarktydę i chce dotrzeć na biegun południowy. To oznacza, że przeszedł już ponad połowę trasy. "Ten dystans dał mi się mocno we znaki ze względu na panujące warunki i jestem już dosyć zmęczony. Świadomość tego, że jestem w połowie drogi, motywuje mnie dosyć mocno i jestem dobrej myśli" - opowiada podróżnik w specjalnym łączeniu z RMF FM prosto z Antarktydy. Kilka dni temu świętował swoje 36. urodziny. "Spędzić ten dzień, realizując swoje marzenie, to było coś wyjątkowego. Jeśli chodzi o Wigilię, to nie przygotowałem nic specjalnego. Myślę, że to będzie dla mnie trudny moment, wypełniony tęsknotą za rodziną i domowym ciepłem. W ramach świętowania zjem sobie może jedną krówkę, która przysługuje mi na wyjątkowe okazje" - dodaje.
Dotarłem już do połowy swojej drogi. Osiągnąłem 85. stopień szerokości geograficznej południowej. Przeszedłem ponad 650 kilometrów - mówi Mateusz Waligóra w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem. Jestem teraz w miejscu, które jest niedaleko Gór Thiel, będących częścią Gór Transantarktycznych. Tutaj znajduje się taka baza, takie miejsce, w którym samoloty lecące do bazy na biegunie mogą zatankować paliwo. Jest też tutaj maszt radiowy, więc z tego powodu to połączenie może być gorsze - zaznacza.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Pogoda w ostatnich dniach była bardzo dobra. Prognozy na kolejne dni także są wspaniałe, więc liczę na to, że do 86. stopnia uda mi się dotrzeć w ciągu około 5-6 dni. Szczęśliwie po wzięciu kilka dni temu antybiotyku stan mojego zdrowia się poprawił. Oczywiście ten antybiotyk mnie osłabił i przez kilka dni moje dzienne dystanse były mniejsze, ale teraz czuję, że odzyskuję siły. Ten dystans 650 kilometrów dał mi się mocno we znaki ze względu na panujące warunki. Jestem już dosyć zmęczony, ale świadomość tego, że jestem w połowie drogi, motywuje mnie dosyć mocno i jestem dobrej myśli. Przekalkulowałem też swoje jedzenie. Wystarczy mi go na około 30 dni dodatkowego marszu, a więc łącznie na 65 dni, więc jestem dobrej myśli i nastawiony pozytywnie - relacjonuje podróżnik.
W najbliższych dniach będę musiał podejść około 300 metrów w pionie. To jest początek takiego dużego podejścia, które będzie się rozciągać aż do 88. stopnia. Dochodząc tam, będę już na wysokości 2600 metrów nad poziomem morza i wejdę na płaskowyż polarny. Te najbliższe stopnie będą technicznie bardzo trudne. Muszę podejść bardzo wysoko, ale też temperatura będzie niższa, a wiatr silniejszy. Poza tym będę szedł przez dosyć niebezpieczny teren, bo pełen szczelin i pokryty zastrugami, czyli takimi wydmami wyrzeźbionymi przez wiatr. Poruszanie się w takim terenie saniami jest dosyć trudnym zadaniem - opowiada Waligóra.
Kilka dni temu świętował on swoje urodziny, a na Antarktydzie spędzi też nadchodzące święta. Jeśli chodzi o prezenty, to 16 grudnia obchodziłem swoje 36. urodziny. Nie przygotowałem z tego powodu żadnych atrakcji, choć moja żona zapakowała mi torcik. Przyznam się, że podjadałem go już wcześniej podczas wymuszonych dni przerwy. Na urodziny został mi ostatni kawałek. Był to wyjątkowy dzień. Spędzić go, realizując swoje marzenie, to było coś wyjątkowego. A jeśli chodzi o Wigilię, to nie przygotowałem nic specjalnego. Myślę, że to będzie dla mnie trudny moment, wypełniony tęsknotą za rodziną i domowym ciepłem. W ramach świętowania zjem sobie może jedną krówkę, która przysługuje mi na wyjątkowe okazje - podsumowuje.
Mateusz Waligóra wszystko, co potrzebne, ciągnie za sobą na pulkach, specjalnych sankach wykorzystywanych do tego typu wypraw. Jeśli dotrze do bieguna południowego, będzie czwartym Polakiem, który tego dokona - po Marku Kamińskim, Małgorzacie Wojtaczce i Jacku Libusze.
Relacje z tej wyprawy możecie śledzić w RMF FM i w internetowym Radiu RMF24.