"To było zawsze wielkie święto na Śląsku, ale wiadomo, że kopalnie są zamykane, że już nie ma takiego orszaku. Orkiestry dęte już przestają funkcjonować w domach kultury. Nie jest to już takie wesołe, radosne święto jak kiedyś" - mówił Robert Talarczyk, aktor, reżyser i dyrektor Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach w rozmowie dla Radia RMF24.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Dzisiaj, 4 grudnia, w Kościele katolickim wspomnienie św. Barbary z Nikomedii, która jest patronką trudnej pracy i dobrej śmierci. Barbarę czczą hutnicy, marynarze, rybacy, kamieniarze i więźniowie.
W Polsce w XVIII wieku św. Barbara została patronką górników i najbardziej to właśnie z nimi jest kojarzona.
Z kolei w PRL-u władze chciały umniejszyć znaczenie religijne tego święta, dlatego w imieniny Barbary zaczęto organizować imprezy i festyny. Zmieniono też nazwę święta na Dzień Górnika. A jak dzisiaj obchodzi się Barbórkę? Krzysztof Urbaniak zapytał o to Roberta Talarczyka - aktora, reżysera i dyrektora Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach - który pochodzi z typowo śląskiej rodziny.
Mam wielu znajomych, którzy nadal pracują na kopalni albo pracowali. (...) Barbórka to jest ciągle ważne święto na Śląsku i w jakiś sposób staramy się je honorować. Zrobiliśmy też spektakl m.in. o tym święcie. Nazywa się "Czarna ballada" i opowiada o wydarzeniach z 16 grudnia 1981 roku, czyli o pacyfikacji kopalni "Wujek" - mówił reżyser.
To było zawsze wielkie święto na Śląsku, (...) ale wiadomo, że kopalnie są zamykane, że już nie ma takiego orszaku. Orkiestry dęte już przestają funkcjonować w domach kultury. (...) Nie jest to już takie wesołe, radosne święto jak kiedyś - opowiadał Talarczyk.
Władze komunistyczne, chcąc wymazać imieniny św. Barbary z kalendarza przez swoje działania, paradoksalnie rozsławiły Barbórkę na całą Polskę. Festyny pokazały jak społeczność na Śląsku jednoczy się wokół "żywicielki-kopalni". Górnicy, ich rodzina i znajomi, całe osiedla były zorganizowane wokół kopalni. Tak samo kluby sportowe, domy kultury, karczmy, sklepy itd.
Podczas festynów pojawiało się może zbyt wiele alkoholu, ale były też kiełbaski, różne zabawy, stragany. Dzieci biegały i strzelały z kapiszonowców. Po śląsku mówi się na nie "placpatrony". Było dużo huku, zabawy, ale też i śpiewu. Były kapele, orkiestry górnicze. (...) To było wielkie, radosne święto - mówił dyrektor Teatru Śląskiego.
Innym ciekawym zjawiskiem są wciąż organizowane imprezy nazywane Karczmami Piwnymi. Jak wyjaśniał Robert Talarczyk, dawniej Karczmy Piwne były przeznaczone wyłącznie dla mężczyzn, a kobiety dopuszczano wyłącznie do damsko-męskich Biesiad Piwnych. Od jakiegoś czasu się to zmienia i te Karczmy są dzisiaj "wymieszane", chociaż tradycja nakazuje co innego.
W pewnym momencie panie powiedziały sobie: "Dobra, dość. Dlaczego sami faceci mają się bawić?". Przecież też wiele kobiet pracuje na kopalniach. W związku z tym wymyśliły swoje Combry Babskie i na tych imprezach pojawiają się tylko kobiety - opowiadał dalej.
Wracając do tematu Karczm Piwnych, reżyser nawiązał do wielkości i znaczenia tych imprez. Oprócz dyrektorów jednej kopalni, pojawiają się też zaprzyjaźnieni dyrektorzy innych kopalń i to z całej Polski. Obecni są prezydenci miast i farożowie, czyli proboszczowie kościołów, które znajdują się przy kopalniach.
Każdy uczestnik Karczmy dostaje duży, ceramiczny kufel. I to na pamiątkę, do użytku na kolejny rok. Górnicy przez parę lat mają te kufle, dopóki się nie rozbiją - wtedy dostają nowe. Zawsze jest tak, że co roku, kiedy jest Karczma, przygotowanych jest kilkaset kufli w zależności od liczby gości - tłumaczył.
Nawet siedząc w domu, dobrze jest wypić zdrowie wszystkich górników i ludzi ciężkiej pracy. Praca na kopalni to jest coś bardzo trudnego i odpowiedzialnego. Często ci ludzie pracują z narażeniem życia - podsumował Robert Talarczyk.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Opracowanie: Rafał Szarek