Po raz pierwszy od 2004 r. żadna z partii nie zdobyła większości w tajwańskim 113-mandatowym parlamencie. Demokratyczna Partia Postępowa w wyborach uzyskała 51 mandatów, Kuomintang 52, a Tajwańska Partia Ludowa 8. Antony Blinken pogratulował nowemu prezydentowi Tajwanu, którym został dotychczasowy wiceprezydent Lai Ching-te z DPP, co rozwścieczyło Pekin. "Relacje między Chinami a Tajwanem nie są relacjami międzypaństwowymi" – komentował na antenie internetowego Radia RMF24 Radosław Pyffel, analityk, socjolog, znawca Chin.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Tajwan wezwał Chiny do poszanowania wyników wyborów prezydenckich, wygranych przez Laia Ching-Te z Demokratycznej Partii Postępowej. Tajwańska dyplomacja podkreśla, że prezydent elekt otrzymał gratulacje od ponad 50 krajów, w tym 12 sojuszników dyplomatycznych. Prezydent Joe Biden oznajmił natomiast, że nie popiera niepodległości Tajwanu.
To jest standardowa dyplomatyczna formuła, bowiem Tajwan nie istnieje jako niepodległe państwo. Relacje między Chinami a Tajwanem nie są relacjami międzypaństwowymi. My często odbieramy to tak, jak relacje między Rosją a Ukrainą. Tajwan jest uznawany tylko przez 13 państw na świecie - wyjaśniał na antenie Radia RMF24 Radosław Pyffel.
Wśród państw, które uznają niepodległość Tajwanu jest m.in. Gwatemala, Sant Lucia, a także Watykan. Pekin natomiast uznaje Tajwan jako część swojego terytorium i domaga się od rządzących respektowania polityki jednych Chin.
Przez osiem lat Pekin nie prowadził dialogu z rządzącą prezydent z partii niepodległościowej DPP, rozmawiał natomiast z przedstawicielami partii nacjonalistycznej Kuomintang.
To, co prawnie istnieje na Tajwanie jest kontynuacją Republiki Chińskiej założonej przez Kuomintang. To oni uciekali w 1949 roku po przegranej wojnie z komunistami. Teraz niepodległościowcy Tajwańscy oskarżają ich o to, że zdradzili ideały swoich przodków, prezentując postawę pro-chińską. Pekin jasno dawał do zrozumienia, że Kuomintangiem jest partnerem do rozmów, uznającym zasadę jednych Chin - twierdził Radosław Pyffel.
Z badań wynika, że obecnie około 60 proc. mieszkańców czuje się Tajwańczykami, a około 30 proc. czuje się jednocześnie Chińczykami i Tajwańczykami. Lai Ching-Te, w przeciwieństwie do przedstawicieli pozostałych opcji, skupił się w swojej kampanii na problemach takich, jak polepszenie poziomu życia czy zwiększeniu dostępności mieszkań, zyskując tym samym przychylność młodych wyborców.
Wypowiadał się wcześniej, że nie wierzy w to, by kontynent chciał atakować wyspę, żeby to był priorytet i opcja numer 1. Ale z drugiej strony uważa, że jeżeli chodzi o kraje autorytarne, a takim jest Chińska Republika Ludowa, wzrasta pewien poziom nieracjonalności - mówił ekspert.
Dalsze postępowanie Chin wobec Tajwanu stoi pod znakiem zapytania, podobnie jak wizja zbrojnego ataku, który byłby utrudniony z racji geograficznego położenia Tajwanu. Istnieje natomiast perspektywa opanowania wyspy pod względem politycznym i gospodarczym np. przez oddziaływanie Chin na elity tajwańskie.
Nie wydaje mi się, by kontynent chciał mieć Tajwan zniszczony i zbombardowany, z ludnością nienawidzącą najeźdźców, w których nie widziałaby swoich rodaków, mówiących tym samym językiem, odwołujących się do tej samej spuścizny kulturowej i historycznej. Racjonalnie to nie miałoby sensu, chociaż wiele przypadków w historii próbowaliśmy sobie racjonalnie wytłumaczyć, a finalnie wyszło, jak wyszło - komentował Radosław Pyffel, analityk, konsultant, socjolog, znawca Chin na antenie internetowego Radia RMF24.
Opracowanie: Wiktoria Krzyżak