W święta warto pójść na Kalatówki, gdzie jest pięknie, bo spotykam znajomych, spotykam zakopiańczyków. Jest barwnie, wesoło. Gdybyśmy poszli do Doliny Małej Łąki, to już będzie bardziej pusto. Można po prostu pójść na torfowiska w rejonie Czarnego Dunajca i być kompletnie sam. Są takie miejsca na Podhalu, gdzie stojąc i obracając się dookoła nie znajdziemy żadnej infrastruktury czynionej ręką człowieka – mówił w Radiu RMF24 Paweł Skawiński, były wieloletni dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, a także doktor nauk leśnych, taternik, narciarz, przewodnik tatrzański od ponad 50 lat. Krzysztof Urbaniak rozmawiał z nim o przyrodzie budzącej się do życia po zimie w Tatrach. Pytał również, czy istnieją wciąż dzikie miejsca w najwyższych polskich górach.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Skawiński: Tatry są znakomitą ucieczką od różnych problemów

Często mamy potrzebę, żeby dotknąć tego, co widzimy z daleka, poczuć na policzkach powiew wiatru, który w górach jest inny niż w Zakopanem. Poczuć tą rześkość powietrza. Tę akustykę gór, która jest inna. Wyjście w góry to jest wkroczenie w inną przestrzeń. Dla mnie to jest unieważnienie codzienności. To jest rzecz, którą sobie sam reżyseruje. Wchodząc w Tatry, przystaję na chwilę i jest to taki moment refleksji. Chwila kiedy porzucam codzienność i wchodzę w inny świat. Jak mam nastrój, to ten świat jest dla mnie bardziej sanktuarium. Jak mam inny nastrój, jest bardziej przestrzenią, w której chcę się zmęczyć. Ale tak czy inaczej jest to przestrzeń, w której czytam przyrodę, w której czytam klimat gór - mówił Paweł Skawiński.

Trudno o spokojne miejsca w górach?

W każdy weekend, a szczególnie taki jak Wielkanoc, jest tłoczno. Dzisiaj już produktem turystycznym jest podziwianie krokusów. Piękne rzeczy, które kiedyś przy mniejszej frekwencji dawały nam większą możliwość kontaktu z przyrodą i z klimatem gór, dzisiaj stały się takim modnym wyzwaniem. Jest tyle innych polan, na których, jeżeli znów ustąpi śnieg, będziemy mieć dywan krokusów, które zresztą już się pojawiły i teraz są przysypane. Ale krokus jest niezwykle dzielny. Jak jest śnieg, to schowa sobie swoje płatki. Robi się taki szpic i trwa pod śniegiem, który wbrew pozorom pomaga. Biała pierzyna jest pierzyną, która nie dopuszcza mrozu - mówił gość Krzysztofa Urbaniaka.

Jeśli na wyprawę wybierzemy się o wczesnych godzinach porannych, ciągle istnieje szansa, że będziemy w górach sami.

Masowość turystyki rządzi się innymi prawami. Chyba część ludzi idzie zadowolona, że jest wśród innych. O dziewiątej rano będąc na Giewoncie możemy powiedzieć, że jesteśmy sami albo prawie sami. Jak nie sami, to z ludźmi o tym samym poczuciu czytania gór, ludzi jak my, czyli romantycznie nastawionych, nastawionych na to, że góry to nie bieżnia, że góry to miejsce, gdzie wychodzimy, jesteśmy sami i jesteśmy na szczycie, chłonąc przyrodę i pustkę - mówił.

Najważniejsze jednak, że istnieją jeszcze dzikie miejsca w Tatrach, w których w ciszy można obcować z naturą.

Najważniejsze są dzikie miejsca poza szlakami, bo to są te ostoje zwierząt. To jest fenomen, że mamy w Tatrach tak olbrzymi ruch, to jest jeden z najbardziej frekwentowanych parków narodowych w Europie. W sierpniu w Tatry wchodzi 30, nawet 40 tysięcy osób. Były takie rekordy, że na szlaki o długości 285 kilometrów wyszło tyle tysięcy ludzi, więcej niż stałych mieszkańców Zakopanego. Mamy równocześnie komplet dużych drapieżników, takich jak wilk, ryś i niedźwiedź. Dzięki temu, że ludzie pozostają na szlaku, mamy przestrzeń, gdzie te zwierzęta są. Każde wyjście poza wyznaczony teren, to jest wdarcie się do przestrzeni dla zwierząt, do miejsca, gdzie żerują, gdzie śpią. Wyjście poza szlak, to bycie intruzem - podkreślał taternik.

O stałych bywalcach Tatr Paweł Skawiński pisze w swojej książce "Tatry Przewodnik dla dużych i małych". Zaprasza w niej na wyprawę do górskich jaskiń, góralskich chat, do osobliwych ostępów leśnych. Czy w Tatrach jest teraz dużo więcej ludzkiej obecności niż to bywało kiedyś?

W latach 60., 70. były partie gór, gdzie ludzi było mało, zwłaszcza w zimie. Ja pamiętam, że np. w Dolinie Pięciu Stawów w marcu schronisko było puste. Dzisiaj to jest niewyobrażalne. Obecnie trzeba rezerwować noclegi z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym. A to dzięki temu, że góry stały się atrakcyjne w zimie dzięki skitouringowi, dzięki turystyce narciarskiej, ale też i dzięki turystyce z rakami. Myślę, że to, co się wydarzyło w himalaizmie, alpinizmie i w taternictwie zimowym, też w jakiś sposób zwróciło uwagę na to, że góry można zdobywać również w zimie - mówił Skawiński.

Czym wiosna w Tatrach potrafi zaskoczyć?

Ciężko znaleźć ciche miejsce. Śpiew ptaków słychać na każdym kroku, bo rozpoczął się okres lęgowy, który potrwa do czerwca.

Śpiew ptaków to jest rzecz niezwykła i warto umieć rozpoznawać jakieś gatunki. Potok w zimie jest milczący. Na wiosnę zaczyna się topnienie i odpuszczanie lodu. Jest coraz więcej odsłoniętych spod śniegu kamieni, woda wesoło skacze po kamyczkach i mamy wspaniałą symfonię potoku. Mamy szum wiatru. Jak zaczyna wiać halny, to też jest piękne. To jest melodia. Oczywiście trzeba pamiętać o tym, że silny halny jest niebezpieczny w górach, że wywalają się drzewa. Natomiast gdzieś być w tej przestrzeni w miarę bezpiecznej i widzieć tę dynamikę pogody, to jest rzecz cudowna - mówił.

Wieloletni dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego opowiada również, że mimo swojej niszczycielskiej mocy, wiatr halny jest dobry dla przyrody. Najczęściej wywraca osłabione drzewa, które mają hubę korzeniową, zgniliznę od wnętrza. Robi naturalną selekcję.

Niech ten wiatr wymiecie tych starców. My potrzebujemy przestrzeni życiowej i światła. Światło jest tym generatorem wzrostu, ono jest potrzebne. Wiatr przyspiesza nadejście wiosny, bo zlizuje śnieg, a największe topnienie jest właśnie w czasie silnego powiewu i słońca. To jest ta sublimacja, czyli wprost paruje w powietrze. Jest większe parowanie śniegu niż topnienie i odpływ do potoku. Wiatr halny powoduje, że zaczynają ruszać soki, krążenie w drzewach. Budzenie się drzew ze snu, zanim jeszcze rozwiną liście, widać po napełnieniu pączków. Wychodźmy w góry i nie podążajmy pobieżnie patrząc ile kroków zrobiliśmy, ile kalorii spaliliśmy, tylko chodźmy i próbujmy zawiesić wzrok na wszystkim, co jest dookoła, spróbujmy odczytać co się dzieje - zachęcał taternik.

Istnieje wiele legend na temat wiatru halnego, co wyprawia w górach. Wiele mówi się o tym, co dzieje się z ludźmi w Zakopanem oraz w okolicach. Na południu Polski, np. w Krakowie, również odczuwamy jego skutki - często boli nas głowa - dopowiadał prowadzący Krzysztof Urbaniak.

Reakcje na halny są z pewnym wyprzedzeniem. Mówi się o statystyce samobójstw, o bójkach, o różnych innych zdarzeniach. Próbuje się to statystycznie wykazać. Rzeczywiście następuje takie pobudzenie czy też gorsze samopoczucie - mówił gość Radia RMF24.

Miejsca idealne na świąteczny spacer

Pójść na Kalatówki, gdzie jest pięknie, bo spotykam znajomych, spotykam zakopiańczyków. Jest barwnie, wesoło. W Lany Poniedziałek, gdybyśmy poszli do Doliny Małej Łąki, to już będzie bardziej pusto. Trudno w Tatrach znaleźć nieznane. Ja bym podpowiedział jakieś lasy na polskim Spiszu czy na Orawie. Można po prostu pójść na torfowiska w rejonie Czarnego Dunajca i być kompletnie sam. Są takie miejsca na Podkarpaciu, gdzie stojąc i obracając się dookoła nie znajdziemy żadnej infrastruktury czynionej ręką człowieka. Tatry są znakomitą ucieczką od różnych problemów - podkreślał.

"Pocztówki" z gór

Prowadzący program dopytywał swojego gościa o jego niezapomniane spotkanie z Tatrami.

Pamiętam moment, jak zjeżdżałem z Kasprowego i cała kolejka zaczęła chodzić, bo wiał silny wiatr. 25 metrów na sekundę, ponad sto kilometrów na godzinę. Wtedy jeszcze nie było gore-texów. Wiedziałem, że przez Goryczkową mogę nie zabłądzić. Wówczas była śnieżyca, nie było widać czy zjadę do Doliny Cichej czy nie. Poszedłem do kiosku ruchu, który był na Kasprowym i kupiłem gazetę. Włożyłem ją pod ubranie, żeby osłonić dolną część brzucha, piersi itd. I ten pakiet włożyłem i wyszedłem na ten mróz. Jechałem szczęśliwy, że znam ten patent, bowiem taka warstwa gazet dawała szansę na nie wychłodzenie - podkreślał Skawiński.

Pamiętam studenta, który spalił skrypt zamiast się uczyć z niego w czasie przerwy semestralnej. Szedł do schroniska, gdy zastała go noc. Chciał rozpalić ognisko, ale się nie paliło, to spalił skrypt, który pożyczył od asystenta z uczelni. Asystent powiedział: jak pan wróci bez tego skryptu, to pan wylatuje z uczelni. Ratując się w zimie przed zimnem, najpierw sobie pomyślał, że spali okładkę, no bo skrypt bez okładki może być. Potem oderwał spis treści i też spalił. Następnie na tej zasadzie spalił cały skrypt. Może to nie są pocztówki, może to są historyjki, ale takich różnych zdarzeń przez ponad pół wieku Tatry mi dostarczyły. Myślę, że każdemu z nas, jak idziemy w góry, wydarzy się coś, co warte jest zapamiętania na całe życie - mówił.

Do najlepszych schronisk wysokogórskich, w których najlepiej brzmią górskie opowieści, pan Paweł Skawiński zalicza schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. Znakomita obsługa prowadząca matecznik podtrzymuje świetną, przyjemną atmosferę.

Pięć Stawów jest pełne narciarzy, ale ciągle atmosfera jest znakomita. To jest chyba najpiękniejsze miejsce w Tatrach. Zwłaszcza w zimie. To jest dolina, która wspina się takimi bulami, garbami. Ta łagodność wynika z tego, że to wszystko wyokrąglił lodowiec. Jesteśmy w przestrzeni, gdzie rzeźbiarz jeszcze dziesięć tysięcy lat temu działał w przestrzeni, którą jesteśmy w stanie sobie wyobrazić - mówił ratownik.

Wędrując po Tatrach nie powinniśmy przegapiać cudownych przejść z jednej przestrzeni do drugiej, nauczyć się czytać przyrodę i choć na chwilę zwolnić w naszym nieustannie pędzącym życiu. Szukamy ciszy i spokoju, którą w pobliskim lesie może znaleźć każdy z nas.

W Tatrach trzeba umieć cieszyć się krajobrazem. Jak idziemy z doliny i wychodzimy na grań, to jest otwarcie krajobrazowe i nie wolno nam po prostu ciągnąć dalej, bo robimy kroki, bo robimy kalorie, bo biegniemy na Orlą Perć, żeby zrobić rekord. Wychodzimy na grań i zaczynamy zachwycać się otwarciem krajobrazowym. Jak wchodzę do lasu to z jednej strony widzę pionowo drzewa np. las świerkowy. Zachwyca mnie taka monotonia i powtarzalność pni drzew, zwłaszcza w zimie. Mądra ta przyroda. Patrzę sobie na odgałęzienie, patrzę na szerokość liniową świerka, gdzie dostrzegam porosty i jakiegoś grzyba. Popatrzę na ślady dzięcioła, który lekko operuje, szukając owadów i tak sobie po porostu patrzę na te detale. Nieważne są nazwy roślin, ważne jest to, że one są piękne, że są różne i to przede wszystkim odczytujemy. Nie bójmy się tego, że nie umiemy czegoś nazwać. Nauczmy się zachwycać tym, że jest wielogłos, że to są różne gatunki, to są różne dźwięki, że ta muzyka jest bardziej skomplikowana niż tylko jednobrzmiący łomot anglosaskiej muzyki idącej z głośników, jak jeździmy na nartach w Białce Tatrzańskiej - mówił Paweł Skawiński.

Opracowanie: Emilia Witkowska