"Ostatnie trzy dekady w Chinach to był pewien konsensus społeczny polegający na tym, że nie protestujemy, nie formujemy żadnych żądań politycznych, ale możemy się bogacić. Natomiast Xi Jinping ogłosił właśnie, że rozpoczyna się nowa era i że w niej najważniejsze będzie bezpieczeństwo, a nie gospodarka" - tak o protestach m.in. w Pekinie, Szanghaju i Wuhan mówił w radiu RMF24 Radosław Pyffel, socjolog i znawca Chin. Rozmawiał z nim Tomasz Terlikowski.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
"Iskrą" do rozpoczęcia protestów dotyczących rozluźnienia restrykcyjnej polityki Chin "zero covid", był incydent w prowincji Sinciang. W pożarze budynku w Urumczi zginęło 10 osób. Tragedii można byłoby uniknąć, gdyby nie utrudnienia w akcji ratunkowej spowodowane radykalnymi obostrzeniami covidowymi. Od tamtej pory doszło do serii manifestacji w różnych miejscach w kraju. Eksperci wskazują jednak, że sprzeciw - choć liczbowo duży - to w stosunku do wielkości populacji nie jest on znaczący.
Jak mówił Radosław Pyffel, chińska polityka "zero covid" była krytykowana już wcześniej. Twierdzi, że "wzbudziła wiele kontrowersji wśród przedstawicieli władz czy bogacącej się klasy średniej, która nie może teraz za bardzo wyjeżdżać za granicę".
Całe ostatnie trzy dekady w Chinach to był pewien konsens społeczny polegający na tym że nie protestujemy, nie formujemy żadnych żądań politycznych, ale możemy się bogacić. Natomiast Xi Jinping ogłosił właśnie, że rozpoczyna się nowa era i że w niej najważniejsze będzie bezpieczeństwo, a nie gospodarka - powiedział Pyffel.
Od wprowadzenia restrykcji w Chinach minęły już prawie trzy lata. Jak podkreśla analityk, polityka "zero covid" była przez pierwsze dwa lata uznawana za sukces, bo pozwoliła uniknąć wysokiej zachorowalności i umieralności na Covid-19 w Chinach. Doszło nawet do tego, że legitymizuje władzę głowy państwa, Xi Jinpinga, który nie łagodzi restrykcji i podkreśla, że najważniejsze jest bezpieczeństwo państwa.
Ale w tym roku wygląda na to, że zaczyna powodować coraz większy chaos - mówi Pyffel. Według niego nacisk rządów Xi na bezpieczeństwo nie wszystkim się może podobać i stąd właśnie protesty.
Czy Chiny mogą liczyć na zniesienie restrykcji? Jak twierdzi Radosław Pyffel, jeszcze do niedawna sądzono, że Chiny zaczynają otwierać się na świat. Mówiono o trzecim już Szczycie Pasa i Szlaku w Pekinie. Sądzę, że nie odbyłby się on wirtualnie tylko z osobistym udziałem przywódców z całego świata, którzy przylecieliby do Pekinu. Więc były symptomy pokazujące, że Chiny mogą się trochę otworzyć - powiedział.
Nawiązuje także do sytuacji obcokrajowców: wielu z nich podczas pandemii, w czasie ostrego stosowania strategii "zero covid" w ogóle wyjechała z Chin. A teraz jest wielu dziennikarzy na miejscu w Pekinie i Szanghaju, którzy gdzieś tam mieszają się z tłumem i przekazują relacje do mediów zachodnich.
Socjolog podsumowuje: Sądzę że protesty tego typu zmniejszają prawdopodobieństwo takiego scenariusza [otwarcia] zgodnie z logiką systemów autorytarnym. Według niej rządy nie mogą cofać. Jeżeli cofną się raz, to muszą się cofać przez cały czas. Ja sądzę, że jedyną szansą na rozluźnienie jest to, że te protesty w jakiś sposób zostaną zakończone, a później zgodzi się na rozluźnienie restrykcji zero covidowych.
Opracowanie: Martyna Rejczak