Prawo i Sprawiedliwość cieszy się sukcesem „Protestu Wolnych Polaków”, który według redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza zgromadził 500 tysięcy osób. Biuro prezydenta Warszawy oceniło natomiast, że uczestników manifestacji było około 35 tys. "Zobaczymy, czy Prawo i Sprawiedliwość zorientuje się, że z podgrzewaniem konfliktów też trzeba mieć umiar" - mówi na antenie internetowego Radia RMF24 prof. Jarosław Flis, socjolog i politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W czwartek ulicami Warszawy przeszedł "Protest Wolnych Polaków’, zorganizowany przez Prawo i Sprawiedliwość. Marsz był sprzeciwem wobec rządu Donalda Tuska oraz wyrazem solidarności z politykami Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem. Mimo że tego typu zgromadzenia zazwyczaj nie mają odzwierciedlenia w sondażach, świadczą one o ogromnym zaangażowaniu społecznym Polaków. Osiem lat temu PiS naśmiewał się z opozycji, że ulica i zagranica to ich pomysł na przejęcie władzy w Polsce. Teraz okazuje się, że będąc w opozycji, PiS ma te same odruchy. Co można innego zrobić? W Sejmie można dużo powiedzieć, ale jest to mniej spektakularne niż tego typu manifestacje - mówi prof. Jarosław Flis.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Minął niespełna miesiąc nowych rządów Donalda Tuska, a opozycja zdążyła już wyprowadzić tysiące osób na ulicę. Tego typu działania mogą być początkiem innych radykalnych kroków, które Prawo i Sprawiedliwość podejmie w kolejnych kampaniach wyborczych.
Prawo i Sprawiedliwość było głęboko przekonane o tym, że podkręcanie napięcia i nieustające atakowanie poprzedników to świetny pomysł na kampanię wyborczą. Dopiero przed 15 października okazało się, że to tak nie działa. Teraz zobaczymy, czy Prawo i Sprawiedliwość zorientuje się, że z podgrzewaniem konfliktów też trzeba mieć umiar - mówi prof. Jarosław Flis.
Mimo politycznego napięcia, nieustannie podkręconego przez zwolenników PiS-u, zarówno po stronie opozycji, jak i koalicji rządzącej zdarzają się bardziej stonowane wypowiedzi. Koncyliacyjnym głosem niewątpliwie mógłby być prezydent Andrzej Duda, który kończy swoją kadencję jesienią 2025 r. Z drugiej strony jest on jednak jedynym organem władzy w całkowitym posiadaniu opozycji.
Prezydent też parę razy przeliczył się w tych zagrywkach i dostarczył kłopotliwych sytuacji, np. w sprawie zawetowania ustaw budżetowych, które pogorszyły stan posiadania PiS-u - mówi prof. Jarosław Flis.
Wraz z przejęciem władzy przez rząd Donalda Tuska wiele decyzji i spraw zostało podważonych, zarówno przez opozycję, jak i koalicję rządzącą. Przykładem są dwie izby Sądu Najwyższego, które wzajemnie siebie nie uznają, a także decyzja prezydenta w sprawie ułaskawienia Kamińskiego i Wąsika, której nie uznaje marszałek Sejmu. Politolog podkreśla jednak, że nie wszystkie aspekty ulegają podważeniu, między innymi wyniki wyborów oraz przepisy dotyczące mediów publicznych.
Natomiast rzeczywiście jest tak, że tych kilka punktów jest bardzo zapalnych. Na szczęście pozostałych nikt nie uznaje za warte podważania. Co najwyżej poszczególne strony straszą tym, że jak tu się zgodzimy, to za chwilę wszystkie umowy o pracę i inne rzeczy zostaną podważone, nawet przepisy ruchu drogowego - mówi prof. Jarosław Flis.
Politycy PiS Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali zatrzymani, wyprowadzeni z Pałacu Prezydenckiego i umieszczeni w areszcie. Prezydent na prośbę żon byłych posłów zdecydował się na ich ułaskawienie. W najbliższych miesiącach i latach pojawią się prawdopodobnie inne wyroki dla Kamińskiego i Wąsika. Zwrócenie im wolności może być zatem tymczasowe.
Wiemy, że to pierwsza, ale nie ostatnia sprawa, która na nich czeka. Być może to jest taki wariant, że teraz się ich wypuści, bo co ma siedzieć, nie ucieknie. Zaczekamy na kolejne serie, bo prezydent nie ułaskawi wszystkiego - mówi prof. Jarosław Flis, socjolog i politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, na antenie internetowego Radia RMF24.
Opracowanie: Wiktoria Krzyżak