W miniony czwartek trzy chińskie pandy wróciły do ojczystego kraju z pobytu w zoo w Waszyngtonie, co ma być pokłosiem napiętych relacji między Chinami a Zachodem. "Ludzie na Zachodzie są coraz bardziej świadomi tego, że poza obrazkiem 'pluszowego misia' kryje się brutalna polityka i próba wpływania na opinię publiczną" - mówił na antenie internetowego Radia RMF24 dr Michał Bogusz, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich ds. Chin.
Przez wiele lat, celem ocieplenia relacji międzynarodowych, Chiny wypożyczały pandy wielkie zagranicznym ogrodom zoologicznym. Taki sposób prowadzenia przez Chiny polityki zagranicznej nazwano "dyplomacją pand".
Ogromne kwoty, pobierane za wynajem tych zwierząt, były - zgodnie z zapewnieniami Chin - przeznaczone na ochronę gatunkową tych zwierząt. Szacuje się, że na ich utrzymanie przeznacza się około miliona dolarów, a wynajęcie to prawdopodobnie drugi milion rocznie - stwierdził dr Michał Bogusz.
Wszystko zaczęło się jednak psuć w związku z pojawieniem się napięć w relacjach między Chinami a Zachodem.
Koszty utrzymania pand wzrosły, podobnie jak ich najem. Gdy te liczby wyszły na jaw, zaczęto zadawać pytania, czy aby na pewno te pieniądze przeznacza się na ochronę zwierząt, zwłaszcza, że Chiny nigdy nie ujawniły żadnych wiarygodnych rozliczeń. W dodatku nowe umowy najmu zastrzegają sobie prawo do zatajania tych kosztów. Ludzie na Zachodzie są coraz bardziej świadomi tego, że poza obrazkiem "pluszowego misia" kryje się brutalna polityka i próba wpływania na opinię publiczną - zauważył ekspert.
Początki "dyplomacji pand" sięgają lat 80. XX wieku, kiedy w Chinach pod rządami Deng Xiaopinga wprowadzono program ochrony tych zwierząt.
Miał on za zadanie podążyć za modnym wówczas ekologicznym wizerunkiem państwa. Dopiero potem zauważono zysk, jaki mógłby płynąć z wysyłania pand do ogrodów zoologicznych na Zachodzie, w ramach ochrony tych zwierząt. Partia zrozumiała, że jest to świetne narzędzie PR-owe. Ludzie garną się do ogrodów zoologicznych, by oglądać pandy, a proces ich przekazywania, witania czy żegnania, powoduje ekscytację - mówił gość internetowego Radia RMF24.
W ciągu ostatnich dekad Chinom udało się przyciągnąć wielu ludzi, który zaczęli się uczyć języka chińskiego i przejawiać zainteresowanie ich krajem. Jak zauważył dr Michał Bogusz, obecnie coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że nie wszystko, co pokazują Chiny, jest prawdą, a do kreowania ich zewnętrznego wizerunku wykorzystywana jest manipulacja.
(Chiny) na pewno będą próbowały coś wymyślić, pewnie będzie to coś związanego z chińską kulturą, tradycją. Nie zmienia to faktu, że łatwość kreowania wizerunku zewnętrznego już zniknęła, ponieważ coraz lepiej rozumiemy i znamy Chiny - mówił ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich ds. Chin.
Opracowanie: Wiktoria Krzyżak.