"Ja się dowiedziałem wieczorem, dzień przed koncertem, że coś takiego może nastąpić. Jareda Leto zobaczyłem dopiero wchodząc na scenę, więc to była bardzo spontaniczna i taka rock&roll'owa sytuacja" - tak swój występ z Thirty Seconds to Mars skomentował w Radiu RMF24 Krzysztof Zalewski. Piosenkarz został zaproszony do wykonania wraz z zespołem ich utworu "The kill" na Orange Warsaw Festival.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Dziennikarz zapytał swojego rozmówce o to, jakie jeszcze wydarzenia go czekają. Tego lata przede wszystkim mam zamiar wystąpić na Woodstocku. I mamy świetną godzinę, gramy po dwudziestej drugiej albo po dwudziestej trzeciej, więc tłumy będą mniej więcej takie, jak na marszu czwartego czerwca. (...) Miałem już przyjemność tam grać dwukrotnie, więc nie mogę się doczekać. To jest ewidentnie kulminacja tegorocznego lata - odpowiedział Zalewski.
To trudno porównać z czymkolwiek innym. Oprócz tego, że jeżdżą tam nieprzebrane tłumy. To jest wrażenie, jakbyśmy się przenieśli zupełnie w inne czasy. Tam nikt nie wyciąga telefonów, nie kręci filmików. Ludzie są tylko tu i teraz. Też publiczność jest jakaś taka bardziej zaangażowana. - wyjaśnił.
Piosenkarz zauważył, że na festiwalu Pol’and’Rock łatwiej nawiązać kontakt z ludźmi niż na innych koncertach, a publiczność jest bardzo serdeczna. Tam następuje takie poczucie wspólnoty, że faktycznie skojarzenie można mieć z latem miłości i z prawdziwym Woodstockiem. Tak sobie to wyobrażam - dodawał artysta.
Trochę prób z moim zespołem ze względu na nową płytę, trochę festiwali, Męskie Granie, Letnie Brzmienia i w samym środku lata Pol’and’Rock Festival - tak swoje plany na lato opisał Krzysztof Zalewski.
Piosenkarz dodał, że w tym roku planuje mniej koncertów niż rok, czy dwa lata wcześniej, ponieważ pracuje nad nową płytą. W zasadzie już kończę pracę, więc musimy mieć czas, żeby ćwiczyć nowe numery zanim wejdziemy do studia. Natomiast pojawimy się kilka razy na Męskim Graniu, gramy też na innych festiwalach.
Gość radia RMF24 zapytany o drobną przyjemność, którą chciałby przeżyć w tego lata, odpowiedział: Fajnie by było popływać w jakimś jeziorze. Zazwyczaj się to udawało. Każdego lata dojeżdżaliśmy nad jezioro i zamiast iść na przykład na próbę dźwięku, to wskakiwałem tak jak stałem, tylko rozbierałem się do majtek i wskakiwałem do jeziora. To by była taka właśnie dobra, mała przyjemność - tłumaczył Krzysztof Zalewski.
Muzyk zdradził, że z okazji 5-lecia wydania płyty "Zalewski śpiewa Niemena" planuje reedycję płyty, dokładając dwa utwory, a także koncerty. Usłyszymy numery, które już były na płycie. Ale nagraliśmy dwa numery, których wcześniej nie prezentowaliśmy. Myślę, że siostry Przybysz też będą chciały zaśpiewać solo inne piosenki niż do tej pory. Myślę, że połowę materiału ludzie mogą już znać, a połowa będzie nowa. Gramy utwory Niemena, więc to nie są numery nowe, natomiast nowe dla nas - odpowiedział.
Dziennikarz przytoczył słynne słowa Niemena, "lecz ludzi dobrej woli jest więcej. I mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim" pytając, czy kieruje się nimi Krzysztof Zalewski. Z jednej strony można mówić, że jest to takie naiwne, dziecięce zdanie, a z drugiej strony ratuje ono przed rozpaczą, przed utratą nadziei. Jest niezwykle ważne, żeby to sobie powtarzać. Lepiej być naiwnym optymistą niż smutnym cynikiem w życiu. To zdanie przyświeca mi szczególnie w momencie, kiedy patrzę na sytuację polityczną na świecie czy w Polsce, na nadciągającą katastrofę ekologiczną, czy różne inne zagrożenia, które czyhają, a także na straszną wojnę w Ukrainie - powiedział Zalewski.
Krzysztof Urbaniak zapytał swojego rozmówcę o to, dlaczego się tak angażuje w różnego rodzaju akcje społeczne. Ja wiem, czy ja się tak bardzo angażuję. Mi się zawsze wydaje, że jestem takim kanapowym społecznikiem, że najłatwiej siedzieć sobie na wygodnym fotelu i wrzucić post na Instagrama. Tak naprawdę brałem udział w wielu marszach, manifestacjach, dla niektórych też grałem. Ale kiedy spotykam się z ludźmi, którzy rzeczywiście są na pierwszej linii tej walki - z ludźmi z Greenpeace'u, z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, czy z ludźmi, którzy bezpośrednio pomagają uchodźcom z Ukrainy, albo ludziom z Grupy Granica, którzy na granicy polsko-białoruskiej ratują ludzi od śmierci. No to sobie myślę, jak mało robię. - odpowiedział.
To jest jakieś takie minimum, bez którego nie potrafiłbym spojrzeć sobie w oczy w lustrze. A przede wszystkim nie potrafiłbym spojrzeć w oczy mojemu synowi - dodał muzyk.
Zalewski powiedział, że mimo tego, że ojcostwo nie zmieniło jego poglądów, to zmieniło w nim podejście do życia i świata. Dopóki miałem 25 lat i świetnie się bawiłem, to z tyłu głowy mogłem sobie głupio powtarzać, że "po mnie choćby potop". Ale w momencie, kiedy jesteś odpowiedzialny za człowieka, za jego wychowanie, za jego przygotowanie do życia w świecie, to ta perspektywa się wydłuża. I bardzo bym chciał, żeby świat, który dostanie po mnie, nie był gorszy - tłumaczył.
Piosenkarz przyznał, że koncertowanie w lecie ma wyjątkowy klimat. Patrząc na zielony świat dookoła jesteśmy bardziej napełnieni optymizmem. Poza tym, publiczne rozbieranie się, ze względu na upał, sprzyja zawieraniu nowych znajomości, więc ludzie są jakoś tak bardziej nastrojeni, na nowe miłości i przygody. Świat, szczególnie w Polsce, jest przyjemniejszy do życia latem. (...) Zawsze lato było takim najfajniejszym okresem w moim życiu.
Można też grać późnym wieczorem i nikomu nie jest zimno. Zdarzają się oczywiście wyjątki. Ale lato dobrze też nastraja do tego, żeby zapomnieć o swoich problemach i po prostu się trochę pobyczyć. Wyjechać na festiwal, pośpiewać, powyć do księżyca - dodał.
Opracowanie: Wiktoria Urban