"Dzisiaj rano doszło do spotkania dyktatora Korei Północnej Kim Dzong Una z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Podczas spotkania przywódca KRLD wyraził "pełne i bezwarunkowe" poparcie dla wszelkich działań Rosji, w tym inwazji na Ukrainę. To sygnał, że Rosja ma poważne problemy i nie jest już tym mocarstwem, jakim była przed 24 lutego 2020 roku" - tak tę sytuację na antenie Radia RMF24 komentował komandor Maksymilian Dura, ekspert z portalu Defence24.
Gość Radia RMF24 uważa, że spotkanie przywódców Rosji i Korei Północnej wskazuje na zmianę dynamiki relacji między tymi państwami. Wcześniej charakter powiązań między nimi dyktowało europejskie mocarstwo, teraz natomiast KRLD ma coraz więcej do powiedzenia.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Putin stracił ogromnie dużo, jeżeli chodzi o działania na Ukrainie. Nie chodzi tylko o ludzi i sprzęt, ale przede wszystkim o rolę w polityce zagranicznej. I to widać właśnie po tym spotkaniu, które pokazuje jego słabość. Musi prosić kraj, który wcześniej był zależny od Federacji Rosyjskiej - mówił wojskowy.
Jak wskazuje Dura, Rosjanie potrzebują Koreańczyków na dwóch obszarach: uzbrojenia i polityki. Rosjanie wykorzystali swoje zapasy amunicji i teraz potrzebują większego wsparcia, bo sam ich przemysł nie nadąża. Z drugiej strony Rosji przydałoby się odciążenie polityczne. Jeżeli coś się zacznie dziać na granicy z Koreą Południową, to Amerykanie nie będą patrzyli tylko na Ukrainę, ale także na Azję. I to Moskwie może się przydać - wyjaśniał.
Ekspert sugeruje, że jednym z celów spotkania był zakup północnokoreańskiej broni przez Rosjan. Wskazuje on jednak także na to, że uzbrojenie oferowane przez Koreańczyków jest bardzo przestarzałe, produkowane według standarów z lat 40/50 XX wieku. Nie jest to amunicja, której użyłoby jakiekolwiek cywilizowane państwo europejskie, w tym, jeszcze przed dwoma laty, Federacja Rosyjska - mówił.
Taka broń jednak, zdaniem Dury, zupełnie wystarcza Rosji. Potrzebuje ona pocisków, które będą leciały w kierunku celu, niekoniecznie uderzą dokładnie w niego. To nie jest wojna XXI wieku, ale to jest wojna przypominająca to, co było w latach 50, być może w latach 60. I do tego Korea Północna w zupełności wystarczy - mówił gość Radia RMF24.
Wojskowy uważa, że Putinowi w tym momencie bardzo zależy na przeniesieniu uwagi świata z daleka od wojny, którą toczy przeciwko Ukrainie. Drogą do tego jest wywołanie napięcia w innym regionie. W Chinach mu się to nie udało, Chińczycy nie poszli za ciosem i nie zrobili tego samego z Tajwanem, co Rosjanie próbują zrobić w Ukrainie. Nie udało mu się też w Iranie. Iran, mimo że przekazuje uzbrojenie, to jednak jest spokojny w odniesieniu do sąsiadów - wyjaśniał ekspert.
Ostatnią nadzieją Putina jest zatem KRLD, które może podgrzać atmosferę na swojej południowej granicy. Mogą odbyć się wielkie manewry w okolicach przygranicznych z Koreą Południową. I to spowoduje, że Amerykanie będą zaniepokojeni i, na przykład, będą musieli zwiększyć swoją obecność w Korei Południowej, co wpłynie na ponoszone przez nich koszty - tłumaczył Dura.
Korea Północna oczywiście ma również swoje interesy w spotkaniu przywódców. Zdaniem gościa Radia RMF24 chce ona ściągnąć na swoje terytorium produkowane przez Rosjan uzbrojenie, nowocześniejsze niż to, którym sama dysponuje. To jest pewnego rodzaju sygnał, że Rosjanie tracą rynki zbytu dla swojego uzbrojenia, które nie sprawdziło się na Ukrainie i świat już o tym wie. Dla Korei Północnej jednak to nic nie znaczy - powiedział. Dla Rosjan natomiast jakikolwiek eksport swojej broni może być przydatny propagandowo.
Opracowanie: Dorota Hilger