"To był mimo wszystko pucz, chociaż z elementami picu. (...) Fakt, że doszło do strat po stronie armii rosyjskiej - zestrzelono kilka śmigłowców, samolot dowodzenia, zginęło kilkunastu wojskowych - pokazuje, że to były jednak działania wymierzone we władzę. Chociaż oczywiście można się zastanawiać, co było celem Jewgienija Prigożyna" - powiedział w internetowym Radiu RMF24 Grzegorz Kuczyński, autor książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina", który był gościem Michała Zielińskiego.
Co wskazuje na to, że w weekend mieliśmy do czynienia z prawdziwą próbą puczu, a nie ustawką?
Gdyby cały ten bunt zakończył się na pierwszym etapie, czyli gdyby ludzie Jewgienija Prigożyna zajęli sztab w Rostowie nad Donem i doszłoby wtedy do jakiegoś porozumienia, np. dymisji Siergieja Szojgu (ministra obrony - przyp. red.), to bym powiedział, że to była faktycznie ustawka od początku do końca - powiedział Grzegorz Kuczyński.
Gość internetowego Radia RMF24 zauważył, że w tym buncie nie chodziło o przejęcie władzy, a o wymuszenie na Władimirze Putinie pewnych ustępstw.
Jego zdaniem, celem przywódcy wagnerowców mogło być usunięcie z szeregu Walerija Gierasimowa (szefa sztabu generalnego - przyp. red.) i objęcie kierowniczych stanowisk przez ludzi sprzyjających Prigożynowi.
Drugą kwestią, zdaniem Grzegorza Kuczyńskiego, była obawa Prigożyna, że straci najemników, bo ci - zgodnie z rozkazem Szojgu - mieliby podpisać kontrakty z resortem obrony. Szef Grupy Wagnera nie chciał do tego dopuścić.
Michał Zieliński pytał swojego rozmówcę o to, czy konflikt między Prigożynem a Szojgu jest zadawnionym konfliktem między grupą z Petersburga a zamożnymi ludźmi z Moskwy.
Szojgu, jako jeden z nielicznych przedstawicieli elity rządzącej Rosją, nie pochodzi z tego zaciągu petersburskiego. Natomiast przez ostatnie 20 lat tzw. pitercy absolutnie zdominowali życie polityczne, biznesowe, również w Rosji - mówił Grzegorz Kuczyński.
Autor książki o wagnerowcach przyznał, że Szojgu został niejako dopasowany do układu petersburskiego. On, jako jeden z nich, zaczynał karierę jeszcze za czasów Borysa Jelcyna, więc - moim zdaniem - jest to raczej rywalizacja wewnątrz struktur siłowych, a nawet wewnątrz wojska - mówił.
Czy istnieje realne zagrożenie dla Putina po tym, co się stało w weekend?
Jeśli może dojść do upadku reżimu Putina, to nie będzie to jakaś oddolna rewolucja i uliczne protesty, ale właśnie przewrót pałacowy. W wypadku tutaj, jeśli Putin bałby się czegokolwiek, (...) to nie było to zagrożenie ze strony kolumny wagnerowców maszerujących na Moskwę, bo oni oczywiście nie mieli jakichkolwiek szans zająć Moskwy czy Kremla. Natomiast mógł się obawiać, że uaktywnią się inni spiskowcy, być może na samym Kremlu - mówił gość Michała Zielińskiego.
Grzegorz Kuczyński powiedział, że możliwym scenariuszem jest trafienie Prigożyna na Białoruś. Tak naprawdę w tym momencie to my nie wiemy więcej, niż wiemy na temat tego rzekomego porozumienia. Nie ma z nim kontaktu. Być może w ciągu dnia gdzieś się objawi, tak jak teraz Putin czy nieco wcześniej Szojgu. Wcale nie przesądzam, że on na Białorusi ostatecznie wyląduje, bo nawet nie wiemy, w jakim charakterze on miałby tam przebywać - czy sam, czy z wagnerowcami - zauważył.
Ekspert podkreślił, że Prigożyn bez wagnerowców właściwie się nie liczy. W ciągu paru dni się dowiemy. Ja przypomnę to ultimatum Szojgu, że do końca czerwca wagnerowcy powinni podpisać kontrakty z resortem obrony, bo później będą musieli prawdopodobnie opuścić szeregi tej formacji. Albo Grupa Wagnera zostanie jakoś wchłonięta, podporządkowana dowództwu wojskowemu, albo pozostanie na zasadach autonomii i będzie kierowana przez kogoś innego - powiedział.
Gość internetowego Radia RMF24 dodał, by pamiętać, że wagnerowcy to nie tylko ok. 25 tys. uzbrojonych ludzi na froncie w Ukrainie, ale też kilkanaście tys. najemników przebywających w różnych krajach Afryki czy Bliskiego Wschodu. O nich też trzeba pamiętać, bo to powoduje, że sytuacja jest bardziej skomplikowana - zauważył.
Opracowanie: Wiktoria Urban.