Już ponad tydzień trwa wojna z reżimem Saddama Husajna. Dla Amerykanów i Brytyjczyków okazała się ona zaskoczeniem, bo Irakijczycy wcale nie witają sił koalicji kwiatami. Mimo to są one już bliskie utworzenia drugiego, północnego frontu w Iraku. Jego otworzenie nie było możliwe jeszcze na początku inwazji ze względu na sprzeciw Turcji, która zamknęła swoje terytorium przed wojskami amerykańskimi.
Amerykanie wbili się w Irak klinem od granicy z Kuwejtem, wzdłuż zachodniego brzegu Eufratu aż do miasta Karbala, leżącego około 100 km od Bagdadu. Od strony stolicy ciągną na nich silne oddziały irackiej armii i gwardii republikańskiej. Zdaniem Amerykanów, bitwa koło Karbali, która może zacząć się już jutro, będzie miała kluczowe znaczenie w późniejszych walkach o Bagdad. Ponadto siły koalicji w dwóch miejscach - koło Nassiriyi i Nadżafu - są już na drugim brzegu Eufratu i idą na Bagdad, napotykając silny opór Irakijczyków.
W nocy na terenach kontrolowanych przez Kurdów w północnym Iraku wylądował desant około 1000 amerykańskich spadochroniarzy. Mają oni utworzyć drugi front, niezwykle ważny dla wojsk koalicji. Według słów Donalda Rumsfelda oddziały amerykańskie na północy mają za zadanie m.in. zabezpieczyć przed zniszczeniem pola naftowe w Kirkuku. Mają też uspokoić Turcję, że Stany Zjednoczone zapewnią integralność terytorialną Iraku i nie dopuszczą do rozpadnięcia się tego kraju.
Będą też realizować dalszy etap planu inwazji, który - jak podkreślił sekretarz obrony - wbrew pojawiającym się komentarzom, nie ulega zmianie. Jedyną modyfikacją jest konieczność przerzucenia potężnej IV dywizji piechoty do Kuwejtu, wobec zablokowania przez Turcję drogi przez jej terytorium.
Nieco wcześniej zakończyło się w Camp David spotkanie prezydenta z Stanów Zjednoczonych i premiera Wielkiej Brytanii. George W. Bush zapewnił, że bez względu na to, jak długo będzie trwała wojna, Saddam Husajn zostanie odsunięty od władzy.
FOTO:Archiwum RMF
23:50