Nie dopuścimy, aby w północnym Iraku powstał autonomiczny rząd kurdyjski – taką obietnicę mieli złożyć Amerykanie Turcji, żeby przekonać ją do poparcia ataku na Irak. Na dodatek Ankara będzie mogła wprowadzić swoje wojska na tereny Kurdów po wybuchu wojny w Iraku.
Jak pisze dziennik „Washington Post” powołując się na rządowe źródła w Ankarze, w czasie wojny wojska tureckie będą mogły wkroczyć na co najmniej 15 km w głąb terytorium Iraku, aby zapewnić bezpieczeństwo i stabilizację w tym zamieszkanym przez Kurdów regionie.
Mają tam zapobiec napływowi uciekinierów do Turcji i pilnować rozbrajania kurdyjskich oddziałów paramilitarnych po ustaniu walk. Na północy Iraku Kurdowie mają autonomię pod ochroną lotnictwa amerykańskiego i brytyjskiego. Waszyngton liczy na ich pomoc w wojnie z reżimem Saddama Husajna.
Turcja postawiła Stanom Zjednoczonym warunki w zamian za udostępnienie swego terytorium jako bazy wypadowej do inwazji na Irak od północy. Domagała się przede wszystkim niedopuszczenia do powstania autonomicznego rządu kurdyjskiego w ramach przyszłej federacji w Iraku oraz zwiększenia pomocy gospodarczej.
Tymczasem na tereny kurdyjskie w Iraku przybył specjalny wysłannik prezydenta Busha, Zalmaj Chalilzad, i na spotkaniu z liderami opozycji irackiej przekonywał Kurdów, że rząd amerykański nie zamierza sprzedać ich w zamian za poparcie Turcji. Chalilzad ostrzegł Turcję, że będzie musiała uzgadniać z Amerykanami wszelkie posunięcia wojskowe na północy Iraku, i przypomniał, że Ankara obiecała wycofać stamtąd swoje odziały po wojnie.
Foto: Archiwum RMF
19:50