Szymon Hołownia przyznał wprost, że chciałby być prezydentem. "Ale jestem też realistą i wiem, że nie muszę i nie ma też takiego imperatywu, że jeżeli nie ja, to świat się zawali" - powiedział. To tylko jedna z kwestii, które w podcaście "Wybory Kobiet" poruszył marszałek Sejmu. Mówił też m.in. o krzyżu na sali posiedzeń Sejmu, Funduszu Kościelnym i aborcji.
Szymon Hołownia w podcaście "Wybory Kobiet" był pytany, czy prezydentura to jego cel. Nie wiem czy cel, powiedziałbym raczej, że środek - odpowiedział. Zaznaczył, że jeżeli udałoby mu się o tę prezydenturę zawalczyć, to nie po to, by być prezydentem, ale po to, by coś na tym stanowisku zrobić. Dodał, że byłaby to "próba takiego przebudowania relacji w Polsce, by było tu mniej ciśnienia, a więcej wspólnej pracy".
Marszałek Sejmu podkreślił, że "nie jest zakładnikiem myśli" o prezydenturze, a decyzja o tym, czy wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich, jeszcze nie zapadła. Decyzję będę musiał podjąć za rok - zaznaczył.
Dopytywany, czy chce być prezydentem, lider Polski 2050 powiedział: Ja mówię o tym chyba najbardziej uczciwie i otwarcie z całej klasy politycznej - nie kokietując - od czterech lat. Tak, chciałbym, ale jestem też realistą i wiem, że nie muszę i nie ma też takiego imperatywu, że "jeżeli nie ja, to świat się zawali", bo się nie zawali.
Marszałka Sejmu spytano też - w kontekście prawdopodobnej kandydatury prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego z Platformy Obywatelskiej - co musiałoby się wydarzyć, by tylko on był kandydatem koalicji. Szymon Hołownia odparł, że takich rozmów dotąd "nie było i nie ma".
Zaznaczył, że wyobraża sobie też sytuację, iż staną z Rafałem Trzaskowskim przeciw sobie w wyborach prezydenckich. Na pytanie, czy to nie zniszczyłoby koalicji rządowej, powiedział: Nie, absolutnie. Myśmy się umówili na rząd - zaznaczył, dopytywany, czy nie było jakiejś umowy w koalicji w tej sprawie.
Szymon Hołownia podkreślił, że już obecnie ma "naprawdę dużo narzędzi do robienia dobrych rzeczy". Dopytywany o to, kiedy podejmie decyzję, powiedział: Zobaczymy w listopadzie, grudniu - nie wcześniej.
Lider Polski 2050 zaznaczył, że teraz politycy koalicji rządzącej skupiają się na zbliżających się wyborach samorządowych, które będą "przypieczętowaniem tego wyniku, który osiągnęli w październiku". Na tym powinniśmy się skupić: to logika etapu - podkreślił.
Podczas rozmowy w podcaście "Wybory Kobiet" poruszono też temat religii. Szymon Hołownia zapytany, czy krzyż powinien zniknąć z sali posiedzeń Sejmu, powiedział, że "nie ma takiego przekonania".
Nie mam z tym żadnego kłopotu. On (krzyż - przyp. red.) jakoś wpisał się w krajobraz Sejmu i wiem, że dla wielu ludzi jest ważny. Trzeba zawsze się zastanawiać nad momentem, kiedy się takie symbole zawiesza i dobrze je uzgadnia. Natomiast zdejmowanie później tych symboli jest rzeczą dużo trudniejszą, wywołującą dużo większe podziały, raniącą wielu ludzi. Mamy już chyba dość ran i dość podziałów, żebyśmy mieli teraz jeszcze sobie to dodawać - stwierdził.
Podkreślił, że jemu "krzyż na sali posiedzeń Sejmu nie przeszkadza". Nikt jeszcze do mnie nie przyszedł, że jemu on (krzyż - przyp. red.) przeszkadza, więc może w ten sposób okazujemy sobie choćby tak jak potrafimy szacunek - dodał.
Dopytywany o rozdział Kościoła od państwa, który był jednym z punktów kampanii wyborczej Polski 2050, Szymon Hołownia wyjaśnił, że jego ugrupowanie "bardzo precyzyjnie i jasno mówi o Kościele instytucjonalnym". Zrosty pomiędzy państwem i Kościołem katolickim są krępujące dla obu stron. One są złe. To zaszło za daleko i dlatego tak twardo od samego początku o tym mówię - powiedział.
Zastrzegł, że "czym innym jest likwidacja Funduszu Kościelnego, uregulowanie kwestii nauczania religii, likwidacja etatów kapelanów tam, gdzie one są kompletnie zbędne, uregulowanie kwestii cenników na cmentarzach czy wszystkie rzeczy związane z finansowaniem instytucji o. Tadeusza Rydzyka bardzo szeroko rozumianego". Jak zaznaczył, "to jest coś innego, niż kwestia krzyża".
Powiedział, że kwestia obecności krzyża w przestrzeni Sejmu "to nie jest kwestia Kościoła, tylko wiary". To nie jest religia, tylko czyjaś wiara. Czym innym jest relacja państwa jako instytucji z Kościołem jako drugą instytucją, a czym innym jest uszanowanie przekonań religijnych tej czy innej osoby, która tutaj, kiedy wchodzi do tego budynku, nie zawiesza ich na "kołku" - powiedział marszałek Sejmu.
Od dziesięciu albo od piętnastu lat słyszę o konieczności wypowiedzenie Konkordatu, a żadna z ekip nie wzięła się za uporządkowanie lekcji religii i nadal biskup ma prawo weta, jeśli chodzi o pensum lekcji religii, która ma być nauczana w szkołach - zwrócił uwagę Szymon Hołownia.
Apelowałbym, żebyśmy przeszli od polityki haseł i symboli, do polityki realnych gestów - podkreślił. Należy zlikwidować Fundusz Kościelny. Należy doprowadzić do tego, że biskup nie będzie decydował o tym, ile lekcji religii w danej szkole finansuje państwo. Należy doprowadzić do tego, że piętnastolatek będzie miał prawo zdecydować, czy w tych lekcjach religii chce uczestniczyć, czy też nie. Należy zatrzymać wszelkie finansowanie ze strony państwa dla działalności propagandowej, partyjnej, zakamuflowanej, prowadzonej przez różnego rodzaju media związane z osobami duchownymi - oświadczył.
To trzeba zrobić, a nie gadać cały czas o tym, czy potrzebujemy kolejnej wojny, która potrwałaby pół roku, rozkrwawiłaby wszystkich o ściąganie krzyża - stwierdził.
Dopytywany, jak ocenia zaproponowany przez nową minister edukacji Barbarę Nowacką pomysł ograniczenia lekcji religii do jednej godziny płatnej z budżetu państwa, marszałek Sejmu powiedział, że "decyzje w tej sprawie - ile lekcji religii - powinna podejmować społeczność szkolna, a nie żaden minister czy biskup". Nie zrzucałbym propozycji nowej minister od razu ze stołu. Chciałbym to policzyć i zobaczyć, jak to działa - powiedział.
Stwierdził, że "trzeba coś z tym zrobić, bo to nie może tak wyglądać, że państwo będzie płaciło za puste przebiegi albo biskup będzie blokował". Jak zaznaczył, "trzeba to zracjonalizować".
Są takie szkoły, gdzie dzieci i rodzice chcą lekcji religii, więc proszę bardzo. Ale są też i takie szkoły, w których nie ma takiego zainteresowania - powiedział Szymon Hołownia. W mojej ocenie, lekcja religii nie powinna być wliczana do średniej - dodał, podkreślając, że na pewno kwestia lekcji religii będzie konsultowana na poziomie klubów.
Uważam, i to jest postulat naszego ruchu w kwestii prawa aborcyjnego, że w takich sprawach, zamiast to eskalować jeszcze bardziej, powinniśmy znaleźć metodę, w której wszyscy się wypowiemy. Jeśli zmiany mają być trwałe i nie mają być wywracane - muszą znaleźć szerokie poparcie, muszą być budowane na trwałym fundamencie - powiedział marszałek Sejmu. Bo jeżeli nie są - przychodzi kolejna ekipa, przychodzi zmiana i z tego jeszcze więcej nieszczęścia - dodał.
To trzeba zrobić raz a dobrze. Nawet jeśli miałoby to być rok lub dwa lata później, albo i pięć lat później. Mówię o tym, by doprowadzić do konkluzji. Ten Sejm jest znakomitym obrazem polskiego społeczeństwa, jest tam pełny jego przekrój. Staram się tłumaczyć, że to miejsce jest miejscem rozmowy. Poseł ma dwa narzędzia - ma słowo i decyzję, które ma podjąć - podkreślił.
Zapytany, czy w sprawie aborcji konieczne jest referendum i czy nie obawia się, że zostanie "hamulcowym ważniej zmiany, której oczekują kobiety w Polsce", marszałek Sejmu odparł: Te wszystkie sprawy, o których tu mówimy, muszą zostać uregulowane. Nie możemy się pogrążyć na lata w tym sporze. Musimy jak najszybciej działać, użyć narzędzi, które są w dyspozycji władzy wykonawczej - mówię o ministrze zdrowia. Żeby kobiety, kiedy są w ciąży, nie bały się iść do szpitala, żeby nie bały się badać i żeby lekarze nie bali się podjąć decyzji, kiedy zagrożone jest zdrowie i życie kobiety. Żeby zdjąć im z głowy gorący oddech prokuratora, który stoi nad nimi, i kończy się to niestety śmiercią.
Zagłosowałbym przeciw projektowi ustawy pozwalającej na aborcję do 12. tygodnia ciąży - powiedział Szymon Hołownia. Przypomniał, że on opowiada się za referendum w tej sprawie.
W jego ocenie, po wyniku takiego referendum byłaby to decyzja - jak to ujął - "ufundowana na tak silnym fundamencie, i Polacy podejdą do niej z takim przekonaniem, że zaoszczędzi to nam bardzo poważnego tumultu społecznego, na który czekają nasi przeciwnicy". Będziemy w stanie zminimalizować straty - mówił.
Pytał, jaka jest alternatywa. Z prezydentem Andrzejem Dudą przez półtora roku w pałacu? Z takim Sejmem, jaki jest dzisiaj wybrany? - mówił Hołownia. Nie chcecie referendum? Świetnie, ja to rozumiem. Dajcie mi bardziej skuteczne rozwiązanie - powtórzył, dopytywany.
W jego ocenie, jeśli parlament uchwali przepisy liberalizujące prawo do aborcji, prezydent Andrzej Duda ustawy nie podpisze i skieruje te przepisy do oceny przez Trybunał Konstytucyjny. Gdzie ona ugrzęźnie na lata. Tymczasem sytuacja, którą mamy, wymaga działania - powiedział. Należy uchwalić ustawę, która przywróci "kompromis aborcyjny" (...). Weźmy się za przygotowanie referendum - dodał.