Wniosek o wotum nieufności wobec Pauliny Hennig-Kloski upadł w sejmowym głosowaniu. Jak zwykle przy takich okazjach nie obyło się bez burzliwej debaty. Donald Tusk zwrócił się z sejmowej mównicy w kierunku posłów Prawa i Sprawiedliwości. "Płatni zdrajcy, pachołki Rosji" - grzmiał premier.

REKLAMA

Sejm odrzucił w czwartek wniosek posłów Prawa i Sprawiedliwości o wotum nieufności dla minister klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski. Według wnioskodawców efektem działań minister miały być podwyżki cen energii dla odbiorców.

Za wnioskiem o odwołanie Hennig-Kloski zagłosowało 191 posłów, 240 było przeciwko, nikt się nie wstrzymał.

W uzasadnieniu wniosku posłowie PiS napisali m.in., że ministra jest bezpośrednio odpowiedzialna za szereg działań, które mają poskutkować "drastycznymi podwyżkami dla Polaków". Ma to przede wszystkim dotyczyć cen energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych, rolników i małych przedsiębiorców. Wnioskodawcy przypisywali też ministrze odpowiedzialność za "chaos i opóźnienia związane z przedłużeniem wprowadzonego przez rząd Prawa i Sprawiedliwości zamrożenia cen energii".

Uzasadniając wniosek w imieniu klubu PiS poseł Waldemar Buda stwierdził, że Hennig-Kloska byłaby dobrym ministrem, gdyby po prostu przedłużyła na 2024 r. rozwiązania osłonowe wprowadzone przez rząd PiS.

Inflacja wzrosła i to jest efekt świadomym decyzji rządu - ocenił Buda. Według niego, od 1 lipca zdrożeje "każda usługa tylko dlatego, że ceny prądu zostaną uwolnione". Polityk stwierdził też, że z prognoz rachunków za energię na lipiec, jakie otrzymują konsumenci wynika, że podwyżki będą nawet rzędu 120 proc.

Występująca w imieniu klubu PiS posłanka Małgorzata Golińska zarzuciła minister klimatu brak wiedzy i co za tym idzie podatność na manipulacje i wpływy "różnej maści interesów".

Według Konrada Berkowicza z Konfederacji cała polityka ministerstwa klimatu opiera się na "kłamstwie i realizacji cudzych interesów". Wśród kłamstw wymienił redukcję emisji CO2.

Hennig-Kloska ma poparcie wśród koalicjantów

Łukasz Litewka z klubu Lewicy oceniał, że misję Hennig-Kloski trudno oceniać zaledwie po kilku miesiącach. Przed ministerstwem klimatu stoi wiele poważnych wyzwań i dopiero za jakiś czas będzie można ocenić, jak sobie poradziło - zauważył.

Mirosław Suchoń w imieniu klubu Polska 2050-Trzecia Droga oświadczył, że "pani minister Hennig-Kloska ma niewzruszone wsparcie klubu, a niepoważny wniosek opozycji zostanie odrzucony".

W imieniu klubu KO Poseł Zdzisław Gawlik stwierdził, że minister klimatu przyszło działać w warunkach po 8 latach zaniedbań i nieprawidłowości, których skala jest "niewyobrażalna".

Później natomiast na mównicę wszedł premier i wytoczył bardzo ciężkie polityczne działa.

Tusk oskarża Prawo i Sprawiedliwość

Szef rządu zabrał głos podczas czwartkowej debaty w Sejmie nad wnioskiem PiS o odwołanie minister klimatu.

Sprawa wotum nieufności wobec minister klimatu Pauliny Hennig-Kloski jest demonstracją kompletnej bezradności i bezsiły oraz braku pomysłu na polską rzeczywistość ze strony opozycji, dobrze o tym wszystkim wiemy - ocenił w czwartek w Sejmie premier Donald Tusk.

Ocenił, że wniosek o wotum nieufności wobec minister klimatu jest "w swojej istocie podobny, jak poprzednie wota nieufności". Premier podkreślił, że merytoryczne argumenty w obronie szefowej resortu już padły, natomiast strona wnioskodawców posłużyła się uzasadnieniem, którego "nędza merytoryczna" jest ewidentna.

Zwracając się do wnioskodawców, posłów PiS, Donald Tusk powiedział - Jeśli chcecie naprawdę i skutecznie odwołać tych wszystkich, którzy odpowiadają za wprowadzenie +Zielonego Ładu+, to apeluję do tych, którzy w tej sprawie zabierali dziś głos: jedźcie na Nowogrodzką i złóżcie wotum nieufności wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który patronował wprowadzeniu "Zielonego Ładu" w prawie europejskim.

Później było jeszcze ostrzej, a przemówienie premiera przerywane było często buczeniem z pisowskich ław sejmowych. Donald Tusk uderzył w PiS pod kątem rosyjskiego wpływu na władzę w Polsce.

Kiedy wasze służby - bo wyście rządzili - zaczęły rozumieć, że coś złego się dzieje na linii PiS-owska władza i wschodnie służby, to wszystkie te sprawy, zanim się na dobre zaczęły, śledztwa - były ucinane - oświadczył premier.

Dzisiaj dowiaduję się od szefów służb, że każda sprawa - czy dotyczyła energetyki, czy armii polskiej, bezpieczeństwa, polskiej dyplomacji, afery wizowej, która wskazywała jednoznacznie na narastające wpływy białoruskich i rosyjskich służb... - mówił premier. W tym momencie na mównicę sejmową chciał wejść poseł PiS Paweł Rychlik.

Osobno dostało się Antoniemu Macierewiczowi, którego premier oskarżył z mównicy o torpedowanie polskiego programu zbrojeniowego i niszczenie służb specjalnych. Odparował też oskarżenia polityków PiS o to, że często spotykał się z Władimirem Putinem. Z Putinem spotykałem się równie często, jak Lech Kaczyński - powiedział podniesionym tonem premier.

Wreszcie Tusk odwołał się do głośnego wystąpienia Leszka Moczulskiego. W 1992 roku w Sejmie Moczulski zwrócił się do posłów SLD, nawiązując do ich przeszłości politycznej. Rozszyfrował wówczas skrót PZPR, jako "płatni zdrajcy, pachołki Rosji". Donald Tusk stwierdził dziś, że gdyby Moczulski ponownie zjawił się teraz na sejmowej mównicy, słowa o "pachołkach" skierowałby w stronę posłów Prawa i Sprawiedliwości.

Premier o sprawie Szmydta

Premier osobny fragment swojego wystąpienia poświęcił bulwersującej sprawie sędziego Tomasza Szmydta, który poprosił o azyl na Białorusi.

Premier oświadczył, że afera taśmowa zaczęła się w momencie, w którym rząd polski rząd pod jego przewodnictwem zaczął walczyć z narastającym importem rosyjskiego węgla. Afera taśmowa miała też związek z wygraną PiS w kolejnych wyborach. Półtora roku po tym, jak PiS wygrał wybory - także wskutek prowokacji pisanej cyrylicą wspólnie przez Falentę, Rosjan i PiS - import węgla rosyjskiego wzrastał geometrycznie - mówił Tusk.

Premier podkreślił, że nawiązuje do tych wydarzeń w związku z wybuchem "afery sędziego Szmydta, białoruskiego lub rosyjskiego agenta". Sędzia Szmydt nawet się już się nie kryje z bezpośrednim związkiem ze wschodnimi służbami. Sędzia Szmydt został wyznaczony przez PiS jako jeden z tych, którzy mieli rozmontować polski system prawa i zaatakować niezawisłych polskich sędziów - stwierdził.

Premier zasugerował również, że część posłów PiS może działać w innym niż polskim interesie. Wydaje się, że Szmydt jest chyba tylko ilustracją tego, co przez te lata działo się w relacji polskich służb z rosyjskimi interesami politycznymi, władzy PiS i partii Zjednoczonej Prawicy - powiedział.