Po miesięcznych konsultacjach rząd wycofał się z części ograniczeń nałożonych na tzw. neo-sędziów i tych związanych z władzą. Z projektu ustawy o powołaniu na nowo grupy sędziowskich członków KRS zniknęło też prawo do zgłaszania kandydatów do rady przez kogokolwiek poza samymi sędziami. Zmiany po części łagodzą pierwotny projekt. W porównaniu z nim ograniczają też jednak społeczny wpływ na dobór kandydatów do rady.
Skierowany już pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów projekt poważnie ograniczył pierwotny zamiar uspołecznienia procesu wyboru członków KRS. Usunięto z niego prawo do zgłaszania kandydatur przez grupę 2 tysięcy obywateli, z czego tak dumna była zgłaszająca ten pomysł kilka lat temu Iustitia. Prawo zgłaszania kandydatur utraciły też wpisane do pierwotnej wersji projektu organizacje prawnicze (Naczelne: Rady Adwokacka i Radców Prawnych, a także Krajowa Rada Prokuratorów) i organy nadające stopnie naukowe w dziedzinie prawa.
Jedyną utrzymaną w projekcie restrykcją wobec tzw. neo-sędziów jest brak prawa kandydowania w wyborach na członka KRS.
W ostatniej wersji projektu zmian neo-sędziowie powołani z udziałem obecnej i poprzedniej kadencji KRS mają już prawo zgłaszania kandydatur do rady, a w każdym razie nie ma już takiego zakazu. Przywrócono je także (względem pierwotnego projektu) sędziom, którzy do trzech lat przed ogłoszeniem wyborów byli delegowani do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości lub innym urzędzie podlegającym władzy wykonawczej - ten zakaz usunięto.
W projekcie nie ma już także zakazu łączenia funkcji członka KRS ze stanowiskami prezesa i wiceprezesa sądu, prezesa izby oraz rzecznika dyscypliny i jego zastępcy.
Projekt przywraca stosowanie po kpiarsku dotąd traktowanego przepisu konstytucji, mówiącego, że rada składa się m.in. z "piętnastu członków, wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych".
Do obecnej i poprzedniej kadencji KRS nie tylko nie wybrano żadnego sędziego SN ani wojskowego, ale nawet nie było takiej możliwości. Kandydatur z tych sądów po prostu nie zgłoszono, a w ustawie o KRS jasny przepis konstytucji zmodyfikowano zdaniem, że dokonując wyboru Sejm uwzględnia potrzebę reprezentacji w radzie sędziów poszczególnych rodzajów i szczebli sądów... "w miarę możliwości".
Rządowy projekt wprost określa, ilu sędziów z poszczególnych kategorii ma być wybranych i nie zostawia tu żadnego pola do działania "w miarę możliwości".
W projekcie pozostawiono przepis, tworzący 9-osobową Radę Społeczną przy KRS - organu doradczego, którego zadaniem byłaby społeczna kontrola nad procesem nominacyjnym sędziów i udział w formułowaniu strategii zmian w sądownictwie. W skład Rady Społecznej przy KRS wchodziłoby trzech przedstawicieli organizacji pozarządowych wskazanych przez prezydenta oraz po jednej osobie wskazanej przez RPO, Radę Główną Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Krajowe Rady - notarialną i radców prawnych oraz Naczelną Radę Adwokacką. Rada stanowiłaby jedyny niezależny od sędziów element zmian w KRS.
Poważnym mankamentem projektu, zwłaszcza ze względu na niezbędność uzyskania prezydenckiego podpisu, gdyby stał się ustawą, jest to, że oznacza on skrócenie kadencji obecnej KRS. Argument rządu, że obecna KRS w swojej sędziowskiej części powstała w sposób sprzeczny z konstytucją i także ze skróceniem kadencji poprzedniej rady, mogą nie wystarczyć do przekonania Andrzeja Dudy. Kluczem do niego może jednak być łagodzenie restrykcji wobec tzw. neo-sędziów, z których część przecież przez kilka lat nie miała innej drogi wejścia do wyuczonego zawodu.