Litewska elektrownia jest największą wciąż działającą siłownią typu Czarnobylskiego. Zdaniem niektórych ekspertów także jedną z najbardziej niebezpiecznych.
Na świecie działa jeszcze 15 z 17 wybudowanych za czasów Związku Radzieckiego reaktorów RMBK - Ignalina jest jednym z nich.
Elektrownia Ignalin składa się z dwóch reaktorów o mocy 1,5-tysiąca megawat. Znajduje się tam również przechowalnik nisko- i wysokoaktywnych odpadów, a także instalacja przetwarzania ciekłych odpadów. To w sumie aż cztery budynki. W Faktach odwiedzamy je wraz z dyrektorem siłowni.
Pierwszy reaktor wszedł do użytku pod koniec 1983 roku, drugi w sierpniu 1987. Zostały zaprojektowane, by działać do 2010-2015 roku. Planowano łącznie cztery reaktory. Budowa trzeciego została zawieszona w 1989 roku w związku z politycznymi naciskami. Litwa ogłosiła niepodległość w marcu 1990, jednak Ignalina była pilnowana przez radzieckie wojska i agentów KGB i de facto pozostawała pod radziecką jurysdykcją aż do sierpnia 1991 roku.
Zgodnie z porozumieniem określającym warunki wejścia Litwy do Unii Europejskiej Ignalin ma zostać zamknięta do końca 2009 roku, już 31 grudnia 2004 przestał działać jeden reaktor. Dodajmy, że Unia ze swej strony obiecała sfinansować zamknięcie Ignaliny, koszty szacowane są na 2-3 mld euro w ciągu 30 lat. W grudniu ubiegłego roku rozpoczęły się dyskusje na temat nowego reaktora nuklearnego w Ignalinie; mógłby on ruszyć już za kilka lat.
Według litewskich władz budowa nowej elektrowni atomowej mogłaby się rozpocząć już w 2008, roku a zakończyć w 2013. Koszt takiej budowy szacuje się na około 3 miliardy euro. Oficjalnie chęć udziału w tym projekcie wyraziły spółki energetyczne z Łotwy i Estonii. Współudział w ewentualnej budowie rozważają także Polskie Sieci Energetyczne. Idea budowy jest akceptowana przez większość litewskiego społeczeństwa, badania wykazują, że pomysł ten popiera około 60 procent mieszkańców.
Budową nowej siłowni zainteresowane są także państwa ościenne - porozumienie w tej sprawie zostało podpisane 27 lutego 2006. Po zamknięciu Ignaliny państwa bałtyckie nie chcą bowiem uzależnić się od rosyjskich dostaw energii.