Dziś w Parlamencie Europejskim ludzie zobaczyli, że PiS to nie Polska, a Polska to nie PiS - podkreślił marszałek Senatu Tomasz Grodzki. W jego ocenie bardzo przykre było to, że premierowi Mateuszowi Morawieckiemu klaskali "jedynie przedstawiciele partii faszyzujących i proputinowskich".
Debata w Parlamencie Europejskim, w której wzięła udział także szefowa KE Ursula von der Leyen miała związek z wydaniem przez Trybunał Konstytucyjnego 7 października wyroku w sprawie wyższości konstytucji nad prawem unijnym. TK po rozpoznaniu wniosku premiera, uznał, że przepisy europejskie w zakresie, w jakim organy Unii Europejskiej działają poza granicami kompetencji przekazanych przez Polskę, są niezgodne z Konstytucją RP. W debacie wziął udział premier Mateusz Morawiecki. Po wystąpieniach europosłów premier poinformował o planach likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Według marszałka Senatu dziś w Parlamencie Europejskim ludzie przekonali się, że "PiS to nie Polska, a Polska to nie PiS". To było bardzo ważne. Wszyscy liczyli, że pan premier wykaże się pewną koncyliacją. A jemu dopiero pod koniec wystąpienia przez usta, przez zęby przeszła uwaga, że trzeba będzie Izbę Dyscyplinarną (Sądu Najwyższego) zlikwidować - podkreślił Grodzki na konferencji prasowej w Toruniu.
Z drugiej strony premier Morawiecki i my wszyscy zobaczyliśmy, że Bruksela nie jest naszym wrogiem, że PE nie jest naszym wrogiem. Zobaczyliśmy, że jesteśmy członkami wspólnoty, która docenia nasze wysiłki w budowaniu wolności bloku wschodniego, która docenia rolę Polski i po prostu się martwi, że zaczynamy zbaczać ze ścieżki, która najpierw nas zaprowadziła na pozycję niemal jednego z liderów UE, a teraz (Polska) wyprowadzana jest na Wschód - zauważył marszałek Senatu.
Jak dodał, dla niego bardzo przykre i znamienne było to, że premier polskiego rządu, dumnego narodu musiał występować w takiej roli. Powinien występować w innej roli. Jeszcze bardziej przykre było dla mnie to, że jedynymi, którzy mu klaskali byli przedstawicielami partii faszyzujących i proputinowskich. To było dla mnie okropne - podkreślił Grodzki.
Według niego źle się dzieje, gdy to bardziej opozycja zabiega o pieniądze, których Polska potrzebuje ogromnie, niż rządzący. Polskie władze, dodał, otrzymanie tych funduszy wystawiają na "zupełnie niepotrzebne ryzyko".