Kto tak naprawdę wysadził WTC? Czy w Pentagon uderzył pocisk? I czy to prawda, że USA zaatakowali sami Amerykanie? Wiele osób nie wierzy w oficjalną wersję wydarzeń i na własną rękę szuka wyjaśnień. Czasami bardzo fantastycznych i nawzajem sobie przeczących.
11 września terroryści porwali cztery samoloty pasażerskie. Dwa z nich uderzyły w bliźniacze wieże w Nowym Jorku, jeden rozbił się o Pentagon, czwarty spadł w szczerym polu w Pensylwanii. Sprawców szybko zidentyfikowano, podobnie jak organizatorów zamachu – al-Kaida Osamy bin Ladena.
To wersja oficjalna, która jednak nie wszystkim się spodobała. „Ktoś tu coś knuje. Pewnie rząd” – twierdzą sceptycy. I tak jak w przypadku zabójstwa prezydenta Kennedy'ego, Roswell czy nawet lądowania na Księżycu od 5 lat tworzone są rozmaite alternatywne wyjaśnienia. Polem wymiany „spiskowych informacji” w największym stopniu stał się Internet, powstał też Ruch na rzecz Prawdy o Zamachu na USA, a „wielkim matactwem” zajęli się nawet poważni naukowcy i dziennikarze.
Już w kilka godzin po zamachu niektóre środowiska, głównie muzułmańskie, zelektryzowała wiadomość, że w dniu zamachów do pracy w WTC nie przyszli… Żydzi. A jak nie przyszli, to wiadomo – wiedzieli, że będzie zamach. Czyli znów za wszystko odpowiadają syjoniści z Mossadu. Ta najprostsza i najbardziej oczywista dla niektórych wersja do dziś obowiązuje w krajach arabskich.
Na Zachodzie pojawiły się bardziej skomplikowane teorie i pytania. I tak, dlaczego po samolocie, który uderzył w Pentagon nie pozostał żaden ślad, dlaczego nikt nie widział lecącego samolotu? No i jak to się stało, że zrobił aż tak wielką dziurę? Dlaczego wieże WTC tak szybko runęły? I czy przypadkiem WTC 7 nie został celowo wysadzony w powietrze przez rodzimych ekspertów? Wreszcie, czy rząd rzeczywiście nic nie wiedział o zamachach? Pewnie wiedział – sami sobie odpowiadają spiskowcy – ale dlaczego nie reagował?
Być może spór np. o to, co tak naprawdę uderzyło w Pentagon zakończyłoby ujawnienie wszystkich nagrań z kamer przemysłowych z tamtej okolicy (a było ich ok. 80). Nagrania zostały zarekwirowane po zamachu, dopiero niedawno ujawniono kilka krótkich filmów. Co na nich widać? To też jest przedmiotem sporu. Niektórzy np. zobaczyli pocisk samosterujący, który uderza w budynek Departamentu Obrony. Oczywiście, był to amerykański pocisk typu Cruise. Milczenie władz tylko dolewa oliwy do ognia i rodzi spekulacje: oni chcą coś ukryć.
A chcą ukryć przed światem np. spisek neokonserwatystów: potrzebny był im pretekst do zaatakowania Iraku i przejęcia jego pól naftowych. Pasowałaby do tego kolejna teoria, wg której za atakami na WTC stało amerykańskie lobby zbrojeniowe, które zarabia krocie na każdym konflikcie. Jedno nie wyklucza drugiego! Zwolennicy spisku nie mogą też zrozumieć – ci, którzy przyjmują, że w Pentagon uderzył jednak samolot – dlaczego nie zestrzelono boeinga 757, choć był na to czas. Zakaz zestrzelenia miał rzekomo wydać wiceprezydent Dick Cheney, czołowy neokonserwatysta, czarny charakter i jeden z architektów zbrodniczego planu - dla zwolenników spisku.
Neokoserwatystom bowiem - twierdzą spiskowcy – potrzebna była wojna, bo bez wroga zewnętrznego i bez poczucia zagrożenia amerykańskiemu społeczeństwu grozi kompletny rozkład. Potrzebna jest odbudowa militarnego mocarstwa USA – choć i tak jest przecież najsilniejszym na świecie mocarstwem – a bez wojny Amerykanie nie zgodzą się na większe wydatki wojskowe. I tak w głowach owych złych szalonych neokonserwatystów zrodził się pomysł zaatakowania USA i zrzucenia wszystkiego na wroga Ameryki, Osamę bin Ladena. Miano do tego wykorzystać najnowocześniejszą wojskową technologię. Dlatego tak naprawdę – twierdzą spiskowcy - na pokładach samolotów w ogóle nie było pilotów-samobojców, maszyny były zdalnie sterowane. No bo jakim cudem porywacze, którzy byli tak słabi na szkoleniach dla pilotów – o czym szeroko później informowano - tak dobrze prowadzili samoloty? Inni znawcy dodają, że tak naprawdę WTC miały runąć nie od uderzeń samolotów i wielkiego pożaru, ale od ładunków, wcześniej rozmieszczonych w budynkach. Kolejna wersja: to samoloty były nafaszerowane materiałami wybuchowymi, rakietami, bombami...! I tak dalej i tak dalej...
Ze zwolennikami spiskowych teorii dziejów trudno dyskutować, czasami wręcz jest to niemożliwe. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że postawa rządu USA przy wyjaśnianiu kulis zamachów przez specjalną komisję rodzi wiele zastrzeżeń. Sami śledczy opowiadali, że ze strony władz USA napotykali często na mur milczenia i szereg przeszkód, zamiast pełnej współpracy. Trudno też nie dziwić się, gdy rząd ignoruje mocne sygnały wywiadu o planowanych akcjach terrorystów. Co ciekawe, dziś w oficjalną wersję wydarzeń nie wierzy prawie połowa Amerykanów. A co do samych spisków i ich twórców, to wiadomo, że od lat tymi zagadnieniami interesują się lekarze, psychiatrzy i psycholodzy, ale to już zupełnie inny temat.