Nowo wybrani polscy eurodeputowani szturmują komisję ds. zagranicznych Parlamentu Europejskiego (AFET). "Wszyscy sądzą, że doskonale znają się na polityce zagranicznej" - mówi dziennikarce RMF FM w Brukseli doświadczony urzędnik, dodając, że nowym europosłom wydaje się, że dzięki roli w komisji będą mogli "mało pracować i błyszczeć".

Jak ustaliła dziennikarka RMF FM po 6-7 eurodeputowanych zarówno z PO jak i PiS-u zgłosiło się na pełnoprawnego członka komisji ds. zagranicznych (AFET). Z Platformy Obywatelskiej o stanowisko stara się na przykład Marta Wcisło, a z PiS-u Michał Dworczyk.

To komisja najbardziej popularna wśród polskich europosłów, zwłaszcza tych nowych. Oczywiście nie wszyscy w niej zasiądą (maksymalnie trafi do niej 2-3 europosłów), bo frakcje, a także delegacje wewnątrz frakcji, muszą się podzielić miejscami. 

Grupy polityczne są w trakcie negocjacji w tej sprawie, bo już w piątek składy wszystkich komisji zostaną podane do publicznej wiadomości. Wielu nowych europosłów obejdzie się więc smakiem i będzie musiało zająć miejsca w mniej prestiżowych komisjach. Spodziewane są więc ostre dyskusje wewnątrzfrakcyjne (nawet w samych delegacjach PO i PiS-u). 

Konkurencja jest spora, a należałoby obsadzić wszystkie komisje, nawet te mniej atrakcyjne, żeby zyskać pełnię kontroli, wpływów i przewagę informacyjną. 

Tu jednak pojawia się problem, bo są też komisje, do których chętnych jest niewielu. Małym zainteresowaniem wśród europosłów PiS-u cieszy się na przykład  komisja ds. rolnictwa (ważna z punktu widzenia polskich rolników, a także relacji z Ukrainą), a eurodeputowani PO nie garną się do komisji odpowiadającej za sprawy socjalne.

Wszyscy znają się na polityce zagranicznej

Zainteresowanie komisją ds. zagranicznych wynika przede wszystkim z sytuacji związanej z wojną na Ukrainie. Chociaż nie tylko. 

Także z tego powodu, że wszyscy sądzą, że znają się na polityce zagranicznej - mówi RMF FM długoletni pracownik Parlamentu Europejskiego - Jak dodaje, wielu nowym europosłom wydaje się, że w tej komisji "można błyszczeć, a niewiele się pracuje". 

Rzeczywiście, to jedna z najbardziej prestiżowych komisji (jej zgoda jest wymagana w przypadku umów międzynarodowych podpisywanych przez UE), a pracy czysto legislacyjnej jest w niej niewiele.

Europosłowie, którzy otrzymają stanowisko w komisji mogą liczyć także na zagraniczne, często egzotyczne podróże opłacane z budżetu PE - co w oczywisty sposób znacznie zwiększa atrakcyjność takiej pracy.

Wśród polskich eurodeputowanych więcej niż połowa to nowicjusze, którzy nie orientują się jeszcze w meandrach unijnego prawa.

Ku rozczarowaniu niektórych polskich polityków, nie powstaną jednak dwie inne komisje. Jak ustaliła dziennikarka RMF FM mimo starań eurodeputowanych Platformy Obywatelskiej - nie powstanie pełnoprawna komisja ds. bezpieczeństwa ani pełnoprawna komisja ds. obrony. 

Niestety nie będzie tych dwóch komisji - potwierdził w rozmowie z RMF FM europoseł Adam Jarubas, który obok  Bartosza Arłukowicza jest kandydatem na szefa podkomisji zdrowia. 

Na stworzenie dwóch nowych ciał nie wyrazili zgody socjaliści. Nadal będzie więc funkcjonowała podkomisja (SEDE) - wyodrębniona z komisji ds. zagranicznych. Oznacza to, że aby dostać się do podkomisji ds. bezpieczeństwa trzeba stać się najpierw członkiem komisji ds. zagranicznych. 

To również jeden z powodów, dla których aż siedmiu eurodeputowanych PO zgłosiło się do AFET-u.

 

Opracowanie: