"Nie ma stuprocentowej gwarancji na leczenie żylaków. Natomiast pozostawienie żylaków powoduje coraz większą degenerację kolejnych żył, czyli to troszkę musimy traktować tak, jak leczenie zębów. Po prostu leczymy chorobę, która niestety gdzieś indziej się może pojawić i wtedy też ją będziemy leczyć" - mówi dr Maciej Chwała, chirurg naczyniowy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. "Uznajemy to w tym momencie za chorobę degeneracyjną, czyli jest to po prostu skutek użytkowania żył - podobnie jak stawy się zużywają, to żyły się w pewnym sensie zużywają. Dochodzi do degeneracji żył powierzchownych, czyli tych znajdujących się blisko skóry i na pewno z wiekiem ryzyko rośnie powstawania żylaków" - dodaje.

REKLAMA

Grzegorz Jasiński: Panie doktorze, parę tygodni temu w naszym programie mówiliśmy o zakrzepicy żył głębokich. Tym razem mówimy o żylakach. Co te dwa schorzenia, oprócz tego, że jedno jest widoczne, a drugie nie różni?

Maciej Chwała: Jeżeli chodzi o żylaki kończyn dolnych czy niewydolność żylną, to tutaj mamy do czynienia z takim stanem, w którym jest defekt zastawek żylnych, które prowadzą do zaburzonego przepływu krwi. Krew zamiast płynąć w kierunku prawidłowym, tak jak w żyłach to przewidziano, czyli od ziemi w kierunku serca, spływa w kierunku do ziemi. Powoduje rozpieranie, poszerzanie naczyń żylnych i w ten sposób mamy widoczne żylaki.

Czy to jest choroba, która z wiekiem staje się coraz bardziej prawdopodobna, czy jednak trzeba mieć jakieś predyspozycje?

Uznajemy to w tym momencie za chorobę degeneracyjną, czyli jest to po prostu skutek użytkowania żył - podobnie jak stawy się zużywają, to żyły się w pewnym sensie zużywają. Dochodzi do degeneracji żył powierzchownych, czyli tych znajdujących się blisko skóry i na pewno z wiekiem ryzyko rośnie powstawania żylaków. Ewidentnie są tutaj natomiast jakieś przesłanki genetyczne. Rodzinne zachorowania na żylaki obserwujemy częściej.

Jeżeli choroba z wiekiem staje się coraz bardziej prawdopodobna, to są zapewne sposoby, by jej przeciwdziałać, by prowadzić jakąś profilaktykę. Najczęściej mówi się o tym, żeby się po prostu ruszać.

Jeśli chodzi o naczynia żylne, profilaktyka obejmuje faktycznie tryb życia i w tym kontekście unikamy czynników ryzyka - niestety czynnikiem ryzyka jest siedząca i stojąca praca, więc tutaj należy faktycznie pamiętać o wysiłku fizycznym i ruchu. Jeśli chodzi o profilaktykę, najskuteczniejszą formą profilaktyki - poza unikaniem czynników ryzyka - jest stosowanie odpowiednich wyrobów kompresyjnych, czyli pończoch albo podkolanówek.

A co jeżeli chodzi o dietę?

Przede wszystkim utrzymanie prawidłowej wagi ciała. Nie ma jakiś konkretnych pokarmów, które byśmy zalecali albo których byśmy nie zalecali, ale nadwaga, otyłość ewidentnie jest czynnikiem ryzyka przewlekłej choroby żylnej.

Nie mogę się nie zapytać o wszechobecne preparaty, które mają pomagać lub leczyć. Czy faktycznie zażywając jakieś pastylki, można zmniejszyć ryzyko tej choroby?

Rzeczywiście preparaty mają pomagać. Te preparaty nie są w stanie naprawić i przywrócić prawidłowego przepływu w naczyniach żylnych, nie spowodują odrośnięcia zastawek żylnych. Natomiast są w stanie zmniejszyć objawy i zmniejszyć obrzęki. Jak również są w stanie częściowo pomóc w gojeniu powikłań przewlekłej choroby żylnej, czyli np. owrzodzeń żylnych.

Panie doktorze, to jest choroba, w której - przynajmniej dla pań - pierwsze niepokojące objawy są natury kosmetycznej. Potem oczywiście dochodzą także dodatkowe już poważniejsze kłopoty. Kiedy powinniśmy zwrócić uwagę na to, że z naszymi żyłami dzieje się coś nie tak i kiedy zwrócić się o pomoc?

Choroba trwa de facto przez całe życie i właściwie nie ma określonego jakiegoś minimalnego punktu, od którego moglibyśmy się zainteresować. Jeśli chodzi o kwestię takich pierwszych objawów, to często są to tak zwane pajączki naczyniowe czy też teleangiektazje, ale to ma wydźwięk przede wszystkim estetyczny. Również i żylaki w początkowym okresie raczej po prostu zaburzają obraz niż powodują jakieś objawy. Względnym momentem, kiedy należałoby myśleć o jakiejś interwencji są powikłania żylaków czyli np. zakrzepica żylaków, obrzęki, zmiany skórne i w takich sytuacjach powinniśmy już myśleć o leczeniu, gdyż przestało to być tylko kosmetycznym zaburzeniem.

Badanie, które może potwierdzić lub wykluczyć występowanie zakrzepów, to np. USG?

Tak jest. USG staje się złotym standardem, jeśli chodzi o ocenę układu żylnego. Zarówno potwierdzenie bądź wykluczenie zakrzepicy, jak również jeśli chodzi o wydolność. Zastawki mogą być uszkodzone bez widocznych żylaków i takie coś jesteśmy tylko w stanie na podstawie USG potwierdzić bądź wykluczyć.

Jeżeli już wiemy, że mamy problemy, widać te żyły, one nie wyglądają normalnie i lekarz potwierdza, że jest to problem - jakie są opcje dla pacjenta, jakie są możliwości?

Generalnie rozróżniamy dwa rodzaje postępowania - postępowanie zachowawcze, jeśli ktoś zupełnie nie chce się operować, można poprzestać na noszeniu podkolanówek albo pończoch. W momencie, kiedy to już jest zaawansowana choroba, to już muszą być wyrobu drugiego stopnia ucisków. Natomiast alternatywą jest generalnie leczenie operacyjne bądź zabiegowe, które prowadzi do usunięcia tych naczyń żylnych.

Na czym te zabiegi polegają, na ile są dla pacjenta uciążliwe, jak długo trwa rehabilitacja, jak się goją rany?

Zacząłbym od tego często przez pacjentów zadawanego pytania - mianowicie: czy mi nie zabraknie żył? Jeśli chodzi o przewlekłą chorobę żylną, do uszkodzenia dochodzi w obrębie żył układu powierzchownego, tych blisko skóry. Te żyły nie mają dużego znaczenia dla odpływania krwi żylnej z nogi, ponieważ tym się zajmują żyły głębokie. Więc od razu powiem - bezpiecznie i spokojnie można te żyły usunąć bez uszczerbku dla zdrowia, a wręcz z poprawą i tutaj metod jest w tym momencie wiele. Coraz bardziej się rozwijają metody małoinwazyjne. Klasyczna metoda chirurgiczna polega po prostu na wycięciu uszkodzonych żył. Natomiast nowsze metody prowadzą do zasklepienia tych naczyń, one zostają w nodze, ale po jakimś czasie po prostu są przez organizm rozpuszczane i de facto znikają.

Dla laika taki zabieg wydaje się, że polega na tym, że się wycina fragment żyły, podwiązuje się z jednej i z drugiej strony udrażnia, jeżeli jest potrzebna, ale jak rozumiem to nie do końca tak wygląda.

To jest idealny opis dla tej klasycznej metody chirurgicznej. Czyli musimy zrobić nacięcie, wydłubać tę żyłę, albo ją wyciągnąć, albo podwiązać. Natomiast w tych właśnie małoinwazyjnych metodach doprowadzamy do jej zamknięcia bez usunięcia z organizmu. Możemy tego dokonać za pomocą działania np. substancji chemicznych - jest taka metoda skleroterapia albo obliteracja, kiedy do żyły podajemy płyn albo piankę, który tę żyłę zasklepia. W przypadku większych naczyń żylnych możemy się posłużyć np. metodą laserową albo metodą częstotliwości fali radiowych. To są wszystko metody, które właściwie bezinwazyjnie możemy przeprowadzić w tym kontekście, że nie nacinamy skóry, nie wyrywamy żyły, nie powodujemy takich rozległych obrażeń tkankowych. Także żyła zostaje de facto zamknięta od środka i potem się wchłania.

Pacjent na bieżąco może obserwować, że ona po prostu będzie znikać. To trochę wygląda jak cud.

No fakt jest faktem, że po operacji żylaki znikają już po tygodniu, po ściągnięciu opatrunków. Tych naczyń nie widać. Jest to też o tyle dobre, że dużo szybciej pacjent dochodzi do zdrowia, łatwiej się rusza, nie ma problemów z opatrunkami, z niegojącymi się ranami. Po takim zabiegu powstają siniaki, ale siniaki się szybko wchłaniają i właściwie po jakimś czasie zostają bez śladu.

Te metody są w Polsce dostępne, czy trzeba czekać, czy są kolejki?

Niestety wszystkie małoinwazyjne metody są nierefundowane. Czyli tutaj niestety tylko leczenie prywatne wchodzi w rachubę.

Czy to są drogie terapie?

W zależności od tego, na jaką terapię byśmy się zdecydowali, w przypadku skleroterapii to ceny od kilkuset złotych. W przypadku tych najbardziej rozbudowanych metod - nawet do paru tysięcy.

A jeżeli pozostaniemy w zasięgu NFZ-u i jak rozumiem możemy przejść zabieg mniej zaawansowany technologicznie, trochę bardziej krwawy, to jak szybko noga się wygoi, jak długi odcinek żyły można wyciąć?

Myślę, ze tak mniej więcej trzeba byłoby liczyć około miesiąca po zabiegu na to, żeby się te rany zagoiły. Zabiegi czasami niestety trzeba powtarzać, bo nie istnieje metoda leczenia zabiegowego, która daje gwarancję na resztę życia. Jeśli mamy genetycznie uwarunkowane tendencje do powstawania żylaków, nawet jeśli usuniemy chore żyły, to w przypadku którejś z pozostałych w nodze żył za jakiś czas niestety może dojść do zwyrodnienia i powstania kolejnych żylaków. Także nie ma stuprocentowej gwarancji na leczenie żylaków. Natomiast pozostawienie żylaków powoduje coraz większą degenerację kolejnych żył, czyli to troszkę musimy traktować tak, jak leczenie zębów. Po prostu leczymy chorobę, która niestety gdzieś indziej się może pojawić i wtedy też ją będziemy leczyć.