Wagnerowcy mogą wysadzić w powietrze most łączący Rosję z okupowanym Półwyspem Krymskim - donoszą o tym brytyjskie media, opierając się na źródłach zbliżonych do Kremla.

REKLAMA

Reżimowi Putina zapewne chodzi o to, by zdyskredytować formację, która zbrojnie wystąpiła przeciwko autorytetowi Moskwy. Nieważne jak Jewgienij Prigożyn nazywa tę rewoltę, której był przywódcą - wagnerowcy zbrojnie ruszyli na stolicę, zestrzelili kilka rosyjskich helikopterów, zabili pilotów, przelali braterską krew, a Putin - i to jest zdumiewające - wspaniałomyślnie im wybaczył i nawet nie aresztował Prigożyna. Potem zaczął zawracać Wołgę kijem i zaostrzył nieco swoje stanowisko, ale jego wizerunek legł w gruzach. Z tego zamieszania wyłonił się po prostu słaby przywódca. Teraz więc Moskwa za wszelką cenę stara się demonizować Grupę Wagnera - jako największe zło.

Dlaczego most?

Most łączący Rosję z okupowanym tymczasowo Krymem ma rangę symbolu - to fizyczne połączenie między okupantem a terenem od 2014 roku nielegalnie okupowanym. Już raz zniszczyli go Ukraińcy, paraliżując na nim ruch samochodowy. Wagnerowcy mogliby to zrobić z innego powodu - w zemście za to, jak Kreml potraktował Grupę Wagnera po nieudanym puczu. Wprawdzie najemnicy mogą wyjechać do Białorusi i nie staną przed sądem, ale zranione jest ich ego. Są zdemoralizowani. Możliwe, że zapragną odwetu. Obecnie przed Mostem Krymskim tworzą się olbrzymie kolejki turystów, którzy mimo wojny chcą odpoczywać na tamtejszych plażach. Według doniesień Moskwa obawia się ataku z każdej strony - samochody są dokładnie sprawdzane. Prześwietlane są nawet dzieci.

Bezsensowny gest?

Wagnerowcy nie są spójną armią - są w jej szeregach przestępcy i mordercy - a po niedawnych wydarzeniach trudno powiedzieć, kto sprawuje nad nimi kontrolę. Poza tym Grupa Wagnera nie jest wcale prywatną armią. W całości finansuje ją Moskwa. Można zatem mówić o pełnokrwistym puczu wyhodowanej na piersi Kremla żmii.

W Białorusi już powstały baraki, w których zamieszkają najemnicy. Wcześniej muszą jednak oddać ciężki sprzęt - czołgi, wyrzutnie i transportery opancerzone. Dlaczego? Bo nie należą do nich. Są własnością Rosji. W reżimowej telewizji już pojawiły się nawet spekulacje, że wagnerowcy niebawem z Białorusi mogą ruszyć Warszawę - tam od początku wojny opowiada się wierutne bzdury. Niepokojące jest bardziej to, że z Białorusi blisko do Ukrainy.