Kilka tysięcy członków ruchu "żółtych kamizelek" spędziło święta blokując niektóre drogi we Francji. Zapowiadają, że będą protestować również w Sylwestra i Nowy Rok, żeby udowodnić prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, że są nieprzejednani.
Protestujący członkowie ruchu "żółtych kamizelek" nadal uważają dotychczasowe ustępstwa prezydenta Emmanuela Macrona - w tym podwyżkę zagwarantowanych prawnie minimalnych zarobków za pracę etatową do około 1600 euro brutto miesięcznie - za niewystarczające. Wciąż żądają dymisji szefa państwa.
Nie przerwiemy protestów. W ciągu ostatnich tygodni każdy z nas poświęcił dużo czasu, by zmusić władzę do ustępstw. Szkoda byłoby, by te wszystkie wysiłki poszły na marne - tłumaczy Francois Boulo, jeden z rzeczników "żółtych kamizelek".
Komentatorzy sugerują jednak, że dopiero w styczniu okaże się czy fala protestów zacznie na dobre słabnąć, czy też nie.
Tymczasem Francuska Krajowa Federacja Transportu Drogowego domaga się od państwa wsparcia finansowego. Alarmuje, że z powodu blokowania przez "żółte kamizelki" ciężarówek na drogach i autostradach część firm jest na skraju bankructwa. Mowa o 2 miliardach strat.
Już wcześniej Związek Handlowych oszacował straty handlowców poniesione z powodu fali protestów na 2 miliardy euro.