Mychajło, ukraiński żołnierz, który walczył w oblężonym przez Rosjan Mariupolu, spotkał się z dziennikarzami RMF FM Markiem Wiosło i Mateuszem Chłystunem. Przebywający w szpitalu wojskowym w Krakowie mężczyzna opowiedział, gdzie znajdował się w momencie rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, jak wygląda sytuacja w "ostatniej twierdzy" Ukraińców w Mariupolu, czyli zakładach metalurgicznych Azowstal, oraz czy planuje wrócić do ojczyzny.
Rosja zaatakowała Ukrainę 24 lutego. Tego dnia Mychajło razem z oddziałem znajdowali się blisko Mariupola. Trafili tam w ramach rotacji. Pytany o to, czy spodziewał się wybuchu wojny, odpowiedział: Wprost o tym nie wiedzieliśmy. Nikt nam tego nie zakomunikował, ale domyślaliśmy się, co będzie, też oglądamy wiadomości. Na logikę było jasne, że tak się stanie. Przewidywaliśmy, że to nastąpi. Przygotowywaliśmy się, gromadziliśmy zapasy też dla siebie.
Mychajło powiedział, że dowództwo nie informowało żołnierzy o ryzyku rosyjskiego ataku i konieczności przygotowań do wojny. Dodał, że zbrojne działania na terenach wschodniej Ukrainy trwają od 2014 roku. Podkreślił, że "wyzwoliciele" - jak określają się rosyjscy żołnierze - zapowiadali poprawienie sytuacji w Ukrainie, a pogarszają ją i zostawiają za sobą ruiny.
Dowództwo w ciągu kilku dni powiedziało, że możliwy będzie przełom, że trzeba być w gotowości w razie alarmu. Mówili, że jeśli będzie alarm, musimy ruszać do boju. Ale my byliśmy i cały czas jesteśmy gotowi do boju. Zwłaszcza moja brygada. Zawsze ruszaliśmy do boju i dalej będziemy to robić. Niektórzy z nas znaleźli się w niewoli, inni do tej pory są w Azowstalu, kolejni są ranni, bez rąk, bez nóg, ale nadal jesteśmy gotowi walczyć - zapewniał Mychajło.
Obrońcy Mariupola w Azowstalu od wielu dni znajdują się pod ciężkim ostrzałem, deklarują jednak, że będą walczyć do końca.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Rosjanie uderzyli w szpital wojenny, tam gdzie leżeli chłopcy z Azowstalu, pogranicznicy, policja, wszyscy, którzy byli ranni. Połowa z tych, którzy tam leżeli, już nie żyje. Spod gruzów udało się wydobyć nielicznych, dla reszty było już za późno. To jest nie do pomyślenia. Żadna konwencja nie pozwala na takie działania, żeby uderzać w szpitale, w rannych, atakować cywilne obiekty, żeby atakować ludzi - mówił żołnierz o działaniach rosyjskiego wojska.
Mychajło podkreślił, że praktycznie nie ma łączności z walczącymi w Azowstalu. Odpowiedzi przychodzą po wielu dniach albo w ogóle. Żołnierz z Mariupola stracił na wojnie wielu przyjaciół i towarzyszy broni.
Powiedział też, że Rosjanie porzucają swoich rannych żołnierzy, skazując ich na pewną śmierć. Nie wracają po ciała zabitych: Tam, gdzie próbowali nas otaczać, do teraz walają się ciała, nie rannych, ale zabitych. Nie zabierają swoich ludzi. Nie robi im to różnicy: "Są ludzie, nie ma ludzi, znajdziemy nowych, przyjadą".
Mimo odniesionych obrażeń, Mychajło planuje wrócić do Ukrainy. Duch walki nie opuścił go nawet wtedy, kiedy ranny leżał w piwnicy jednego z budynków w Mariupolu: Tak już nas wychowano, mamy to w charakterach, zawsze jestem gotowi do boju.
Ranny w Mariupolu żołnierz powiedział, że miasta już nie ma. Skalę zniszczeń porównał do rosyjskich działań w Syrii, jednak jego zdaniem Mariupol jest zniszczony bardziej niż syryjskie miasta.
Bombardowali wszystko teatry, domy. Mówili, że celują w pułk Azow, ale przecież Azowa w domach rodzinnych nie było. Żeby jakoś wytłumaczyć się z łamania konwencji mówili, że mieli informacje, że koś miał się ukrywać w ostrzeliwanych budynkach - dodał Mychajło.
Mężczyzna opowiedział również o największych dramatach cywilów. Wspomniał o dzieciach rodzących się w czasie wojny, które na świat przychodzą w piwnicach i w nich żyją. O dzieciach, które straciły rodziców i zostały bez opieki.
Kobiety rodzą w piwnicach czy w metrze (...) Widziałem jak kobieta bez nogi rodziła dziecko. Młoda dziewczyna - 23 lata. Poroniła, dziecko umarło przy porodzie - opowiadał nam Mychaiło.
Ile już dzieci urodziło się w piwnicach, i teraz tam żyją - mówił. To są dzieci wojny.
Przywoływał historie młodych rodziców, którzy na chwilę opuszczali schron i już do niego nie wracali... Wyszli, po czym uderzyła w nich rakieta, dosięgała kula. I noworodek zostawał sam bez mamy i taty. Kto teraz będzie się nim zajmował? - pytał retorycznie.
To jest dla mnie najbardziej szokujące, najbardziej żal mi dzieci - mówił.
Mychaiło w rozmowie z naszymi dziennikarzami opowiadał, że jeszcze przed tym, jak trafił do Polski, jego brygadzie udało się wyzwolić kilka ukraińskich wsi z rąk rosyjskich okupantów.
My przychodzimy, odbijamy jakąś wieś i ludzie nas witają. Dlatego że to nasi, Ukraińcy. A przychodzi Rosjanin i co robi? Zabiera toalety, pralki. Oni nawet nie wiedzą, do czego służy toaleta - potwierdza w rozmowie z naszymi dziennikarzami przypadki opisywane w mediach społecznościowych.
Nawet jeśli oni przyszli, by chronić swoich obywateli i dać im lepsze warunki, to ja całkowicie nie rozumiem, co oni mają w głowie? Ta ich propaganda pracuje - mówi. Dlatego pewnie żony i bliscy rosyjskich żołnierzy wspierają ich i mówią: "Bombarduje Ukrainę, zabierajcie wszystko, gwałćcie, zabijajcie, kożuch mi przywieź jak znajdziesz" - opowiada.
W jednym z opublikowanych nagrań obrońcy Mariupola opowiadali, że mają żal do władz, które nie udzieliły im wsparcia. Ich zarzuty potwierdził Mychajło. Powiedział, że otrzymywali jedynie wodę, jedzenie i lekarstwa, ale w skali niezaspokajającej potrzeb żołnierzy.
Pytany o to, co dalej stanie się z Mariupolem i okupowanymi przez Rosjan Donieckiem i Krymem odpowiedział zdecydowanie: Odbierzemy! Odbierzemy wszystko, nie wybaczymy, zbierzemy siły i będziemy odbierać. Krym, Donieck, Ługańsk - to nasza ziemia, ziemia Ukrainy.
9 maja Rosja świętowała Dzień Zwycięstwa. Podczas poniedziałkowej defilady na Placu Czerwonym cały świat czekał na słowa Putina. Wielu ekspertów przewidywało przełom - ogłoszenie zwycięstwa w Ukrainie i zakończenie działań zbrojnych, lub oficjalne wypowiedzenie wojny Ukrainie. Przełom nie nastąpił, walki trwają.