"To miejsce, które pozwala zmienić perspektywę i przewartościować pewne sprawy" – mówi Luiza Złotkowska. Nasza panczenistka odwiedziła w tym roku Himalaje i przyznaje, że była to wymagająca wyprawa. W rozmowie z RMF FM opowiedziała także o niedawnym zgrupowaniu kadry łyżwiarek szybkich we włoskiej Toskanii.
Patryk Serwański: Jak doszło do tego, że wiosną znalazłaś się w Himalajach? Po trudnym sezonie olimpijskim można by po prostu pojechać gdzieś, gdzie można spokojnie się zrelaksować. A ty wybrałaś trekking w Nepalu.
Luiza Złotkowska: Himalaje były nagrodą za cztery lata przygotowań do Igrzysk Olimpijskich. Chciałam zrobić coś dla siebie, coś "wow", coś, co zapamiętam do końca życia. To była kilkutygodniowa wyprawa. Nie mogłam sobie pozwolić na tak długi wyjazd podczas przygotowań do igrzysk. Mimo że było to tylko dwa miesiące po starcie w Pjongczangu i byłam w dobrej formie fizycznej, to było bardzo ciężko ze względu na wysokość. Byłam wspólnie z Natalią Czerwonką, ale nie rozmawiałyśmy o łyżwach. Weszłyśmy na szczyt Kala Pattar o wysokości ponad 5600 metrów. Początkowo chciałyśmy dojść do obozów pod Mount Everestem, ale już na miejscu okazało się, że mamy tylko jeden dzień do przebywania powyżej 5000 metrów. Ze szczytu Kala Pattar mogłyśmy oglądać namioty osób szykujących się do wejścia na najwyższą górę świata. Po drugiej nocy na wysokości 5000 metrów miałam spuchniętą głowę. To były początki choroby wysokościowej. Z ulgą schodziłam na niższe wysokości.
Dużo osób opowiada, że podczas wizyty w Nepalu, kiedy już widzi się Himalaje, to ma się świadomość bycia w wyjątkowym miejscu. Miałaś podobnie?
Przyznam, że na razie nie myślałam o powrocie. Podczas tego wyjazdu urodziło mi się w głowie dużo planów. Najpierw chciałabym je zrealizować. Być może później pomyślę o powrocie w Himalaje. Jest tam mnóstwo miejsc do zobaczenia. Zresztą tak, jak na całym świecie. Była to jednak świetna wyprawa, by się wyciszyć. Przez kilkanaście dni żyłam bez zasięgu w telefonie komórkowym i polecam to każdemu. Robiłam telefonem tylko zdjęcia. Poza tym leżał w plecaku. Pisałam tylko najbliższym, że wszystko jest w porządku. Oduczyłam się tego odruchu scrollowania, ciągłego wyciągania telefonu. To zanika. Jeżeli ktoś chce się od tego uwolnić, to może. Serdecznie polecam. Głowa wtedy zupełnie inaczej myśli. Można sobie różne sprawy przewartościować.
Całkiem niedawno byłaś we Włoszech, w Toskanii. To już było zgrupowanie przed zimowym sezonem. Zresztą - głównie zgrupowanie kolarskie, bo to sprzęt, z którego łyżwiarze szybcy często korzystają.
Bardzo czekałam na ten wyjazd. Cały lipiec i sierpień jeździliśmy na łyżwach w halach lodowych. Byliśmy zamknięci przez całe wakacje w puszkach z lodem. Nie doświadczyłam w zasadzie takiego klasycznego lata. Stąd to wyczekiwanie na wyjazd do Toskanii. Głównie trenowaliśmy na rowerze, ale także na rolkach, bo to we Włoszech bardzo popularny sport. Korzystaliśmy z takiego toru w miejscowości Piombino. A co do wyjazdów kolarskich to naprawdę polecam Włochy i Toskanię. Szczególnie w takich miesiącach, gdy u nas pogoda jest już gorsza. Teraz pogoda była przepiękna. Myślę też, że nie powinniśmy się bać podróżować samolotem razem z rowerem. Koszt przewiezienia go samolotem wcale nie jest bardzo duży. Ja jestem też fanką takiego zwiedzania rowerowego. To daje zupełnie inną perspektywę. Można się w każdej chwili zatrzymać i obejrzeć gaje oliwne czy wzgórza pełne winorośli.
A jak wyglądają najbliższe plany kadry jeśli chodzi o zgrupowania?
Gdy widzę te żółknące liście na drzewach to zawsze w brzuchu pojawia się to samo uczucie. Taki lekki stres. Wiem, że zima jest już blisko. My standardowo zaczynamy jesień w Inzell. To taki tor w Niemczech, na którym najczęściej trenujemy. W międzyczasie zacznie się zamrażać tor w Polsce i od połowy października będziemy jeździć i trenować już w Tomaszowie Mazowieckim.
(ak)