Wołodymyr Zełenski jest wściekły. W noworocznym wywiadzie dla brytyjskiego "The Economist" ukraiński prezydent nie ukrywa swojej irytacji postawą Zachodu, a także niektórych krajanów - za bardzo, jak uważa, zdystansowanych wobec sytuacji Ukrainy. "Być może nie udało nam się tak, jak chciałby tego świat. Nie wszystko dzieje się tak, jak niektórzy sobie wyobrażali" - przyznaje Zełenski, ale podkreśla, że sytuacja cały czas jest pod kontrolą Kijowa.
"Tysiące, tysiące zabitych rosyjskich żołnierzy, nikt ich nawet nie zabrał ich ciał" - tak Wołodymyr Zełenski opisuje w wywiadzie dla "The Economist" pola wokół miejsc takich jak Awdijiwka. Prezydent daje do zrozumienia, że świat nie docenia wysiłków Ukrainy.
Armii Władimira Putina nie udało się zająć w 2023 roku żadnego większego miasta. Siły Kijowa przełamały z kolei rosyjską blokadę na Morzu Czarnym, co umożliwiło transport milionów ton zboża. "To wspaniały wynik" - mówi Zełenski.
Prezydent zauważa, że to właśnie basen Morza Czarnego będzie głównym teatrem walk w 2024 roku. Zełenski podkreślił, że izolowanie okupowanego Krymu i osłabienie tam rosyjskiego potencjału wojskowego "jest dla nas niezwykle ważne, ponieważ w ten sposób możemy zmniejszyć liczbę ataków z tego regionu". Prezydent jest przekonany, że udana operacja w tym rejonie byłaby "przykładem dla świata" i miałaby ogromne skutki także wewnątrz Rosji - utrata centralnego elementu kremlowskiej propagandy pokazałaby, że "tysiące rosyjskich oficerów zginęło tylko z powodu ambicji Putina".
O ile wojska ukraińskie zostały powstrzymane na linii frontu, o tyle sukcesy armii Kijowa w starciu z Flotą Czarnomorską są niezaprzeczalne. Zachodnie źródła wywiadowcze podają, że Flota Czarnomorska straciła około 20 proc. swojego potencjału.
Utrata baz morskich, które Rosja utrzymywała przez ostatnie 240 lat, byłaby dla Putina gigantyczną porażką.
Jak zauważa "The Economist" z Zełenskiego uleciała aktorska lekkość i swoboda, którą operował przez długi czas trwania konfliktu i którą potrafił zachęcić zachodnich polityków do kontynuowania wsparcia. Dziś w postawie ukraińskiego prezydenta dominuje złość.
Zasoby Kijowa wyczerpują się. USA i Europa znacznie mocniej koncentrują się na sprawach wewnętrznych. "Zadanie Zełenskiego (do przekonania innych krajów o kontynuowaniu pomocy) jest trudniejsze niż kiedykolwiek, a stawka nigdy nie była tak wysoka" - pisze brytyjski tygodnik.
Wołodymyr Zełenski sięga po argumenty najcięższego kalibru, powtarzając, że udzielając wsparcia Ukrainie, Europa nie chroni Kijowa, ale siebie samą. Jeżeli Władimir Putin wygra w Ukrainie, nieuchronnie spojrzy łakomym wzrokiem na resztę kontynentu.
"Putin czuje słabość jak zwierzę, bo jest zwierzęciem. Wyczuwa krew, wyczuwa swoją siłę. I pożre was na kolację z całą waszą Unią Europejską, NATO, wolnością i demokracją" - ostrzega prezydent Ukrainy. Dodaje także, że w kilku krajach europejskich zaczęto badać realną możliwość ataku Rosji na ich terytorium.
Ale Zełenski mówiąc do zachodnich polityków "dajcie nam broń i pieniądze", zwraca się krytycznie także do swojego narodu. Przestrzega, że mobilizacji społeczeństwa ukraińskiego, tej z początku wojny - dziś już nie ma. "To musi się zmienić" - apeluje i dodaje, że choć ostatnie reformy armii (obniżenie wieku mobilizacyjnego i redukcja podstaw do zwolnienia ze służby) nie spotkały się ze społecznym entuzjazmem, są absolutnie konieczne.
"Mobilizacja to nie tylko kwestia żołnierzy jadących na front. Chodzi o nas wszystkich. To mobilizacja wszelkich wysiłków. To jedyny sposób, aby chronić nasze państwo i zaprzestać okupacji naszej ziemi. Powiedzmy sobie szczerze, przeszliśmy na politykę wewnętrzną" - mówi Zełenski.
O ile prezydent zdaje się tracić młodzieńczą energię, o tyle jasno deklaruje - Ukraina nie zmienia swoich celów, czyli całkowitego odzyskania utraconych ziem. Tłumaczy, że nie ma innego wyjścia, jak tylko ostateczne pokonanie Rosji. "Nie cofniemy się" - deklaruje Wołodymyr Zełenski.