Operacja sił ukraińskich w obwodzie kurskim dowodzi, że wszystkie czerwone linie nakreślone przez Kreml są tylko blefem - przekazał Wołodymyr Zełenski i ponownie wezwał partnerów zachodnich do zniesienia ograniczeń obejmujących wykorzystanie natowskiej broni na terytorium Rosji. Tymczasem Moskwa stara się łatać niedobory w personelu na nowym odcinku frontu i posyła w rejon walk siły kosmiczne...

REKLAMA

Wojska Kijowa kontynuują marsz w rosyjskim obwodzie kurskim. To największa inwazja na Rosję od czasu II wojny światowej i zupełnie nieoczekiwany zwrot akcji w trwającej od 2022 roku wojnie. Władze Ukrainy twierdzą - i jest to swoisty policzek dla Rosjan - że celem operacji jest utworzenie strefy buforowej, która pomoże w ograniczeniu ataków na przygraniczne obwody.

Zełenski uważa, że ma powody do ogłoszenia politycznego i strategicznego tryumfu. Jesteśmy świadkami znaczącej zmiany ideologicznej - naiwna, iluzoryczna koncepcja tak zwanych czerwonych linii dotyczących Rosji, która dominowała w ocenie wojny przez niektórych partnerów, rozpadła się w ostatnich dniach - powiedział prezydent, zwracając się do swoich urzędników. Swoje słowa poparł ponowionymi prośbami do Zachodu o uwolnienie potencjału militarnego Ukrainy i zezwolenie na wykorzystanie broni natowskiej w atakach na agresora.

Świat teraz widzi, że wszystko w tej wojnie zależy tylko od odwagi. Naszej, naszych partnerów. Od odważnych decyzji dla Ukrainy i odwagi w jej wspieraniu - dodał.

Wykorzystanie zachodniej broni faktycznie mogłoby zmienić dynamikę wydarzeń na froncie na zdecydowaną korzyść Kijowa, przynajmniej w obwodzie kurskim. O skuteczności natowskiego arsenału niech świadczy fakt zniszczenia przepraw przez rzekę Sejm w rejonie głuszkowskim. Analitycy wojskowi stwierdzili, że mosty były częścią krytycznych linii zaopatrzenia dla rosyjskich wojsk broniących tego obszaru.

Choć sytuacja na terenach przygranicznych wydaje się być pod kontrolą Kijowa, w Donbasie dzieje się źle. Rosjanie mozolnie, ale jednak zdobywają teren, a teraz nacierają w kierunku Pokrowska - to kilkudziesięciotysięczne miasto, gdzie ogłoszono już ewakuację, a władze administracji wojskowej przyznały, że mieszkańcy mają tydzień-dwa na opuszczenie domów zanim nadciągną hordy Putina.

Moskwa posyła do boju siły kosmiczne

Głośno było niedawno o rosyjskich poborowych, którzy próbowali zatrzymać ukraińską ofensywę w obwodzie kurskim. Wysłanie tak nieprzygotowanych sił przeciwko ukraińskiemu specnazowi i najbardziej doświadczonymi jednostkom Kijowa, zaprawionym w wojnie manewrowej, mogło skończyć się tylko w jeden sposób - ogromną liczbą Rosjan wziętych do niewoli.

Wiele wskazuje na to, że Rosjanie wciąż nie dysponują w rejonie Kurska siłami, które są w stanie przeciwstawić się nadciągającym zewsząd Ukraińcom. Ale Moskwa łata dziury w personelu w każdy możliwy sposób. Jeśli nie poborowi, to... siły kosmiczne.

Jak informuje amerykański Newsweek w rejon walk wysłano pułk Sił Powietrzno-Kosmicznych z prostą w teorii i trudną w praktyce misją - odeprzeć wojska Kijowa.

Jednostkę utworzono między majem a czerwcem. Składa się z personelu firm ochroniarskich i logistycznych, inżynierów, mechaników, kilku oficerów i żołnierzy z rosyjskiego portu kosmicznego. Jest tam również personel ze specjalnych magazynów Sił Powietrzno-Kosmicznych i stacji radarowych w rosyjskim obwodzie woroneskim, gdzie wcześniej odpowiadali za obsługę rosyjskiego systemu odstraszania nuklearnego. Trudno wyobrazić sobie, by tacy specjaliści zostali rzuceni w ogień walki. Personel jednostki podobno przetransportowano do Kurska. Być może chodzi o przygotowanie obrony niedalekiej elektrowni jądrowej, być może fachowcy mają zupełnie inne zadanie.

Jak podało rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych, z dziewięciu rejonów przygranicznych w obwodzie kurskim ewakuowano ponad 121 tys. osób.

Według informacji przekazanych przez Wołodymyra Zełenskiego, siły ukraińskie kontrolują obecnie ponad 1250 kilometrów kwadratowych i 92 miejscowości w obwodzie kurskim.