Sadownicy i chmielarze z okolic Wilkowa na Lubelszczyźnie nie mają szans na pełne odtworzenie plantacji zniszczonych przez wiosenne powodzie. Przysługuje im co prawda rządowa pomoc - nawet do 300 tysięcy złotych - ale producenci drzewek i sadzonek, widząc możliwość zarobku, drastycznie podnieśli ceny.
Różnice są radykalne. Na przykład sadzonka chmielowa przed powodzią kosztowała 2-3 złote, teraz - co najmniej 7-8 złotych. I tak jest również z drzewkami do sadów, czy krzewami owocowymi. Za drzewka ponad 10 złotych. No w tamtym roku były za trzy złote. Maliny też różnie - do złotówki nawet, po 40 groszy były - skarży się jeden z sadowników.
Nie dość, że jest drogo, to powodzianie muszą przebrnąć przez tony biurokracji. Wniosek składa się do gminy, z gminy do wojewody, potem z powrotem do gminy i dopiero do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która pieniądze wypłaci. To powinno być jasne, proste. Utopiło mi 2,5 ha sadu, jest na to tyle i tyle, utopiło mi tam maszynę jakąś czy coś i powinno być proste - mówi mieszkaniec Wilkowa. Ale jak pokazuje życie - proste nie jest.