Kompromitacja państwa w walce z dopalaczami. Sztandarowa akcja rządu Donalda Tuska sprzed dwóch lat legła w gruzach przez Główny Inspektorat Sanitarny - ustalili reporterzy RMF FM i Wiadomości TVP. Pieniądze z rezerwy celowej na badanie zabezpieczonych próbek dopalaczy w dużej części trafiły do sanepidów.
W założeniu środki miały trafić do puli przeznaczonej na zbadanie zawartości szkodliwych substancji znajdujących się w dopalaczach. W efekcie z powodu braku pieniędzy dilerzy zakazanych środków wygrywają sprawy w wojewódzkich sądach administracyjnych.
GIS miał do dyspozycji w sumie 20 milionów złotych. Prawie 10 milionów złotych trafiło bezpośrednio do GIS-u. Z kolei ponad 10 milionów poszło do sanepidów w poszczególnych województwach. Środki rozdysponował szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Reporterzy RMF FM dotarli do dokumentów, które jasno pokazują jak wydawano pieniądze z rezerwy celowej. Wynika z nich, że sanepid z Mazowsza dostał m.in. na badanie próbek 1,2 mln złotych. Z tej ogromnej sumy zaledwie kilka procent wydano zgodnie z przeznaczeniem. Reszta - jak wynika z dokumentów - trafiła na zakup sprzętu komputerowego, biurowego oraz na zakup paliwa do samochodów służbowych. Warto przy okazji podkreślić, że sanepid w Warszawie ma dziesięć takich pojazdów. Teoretycznie, placówka "wyjeździła" jednak w ciągu dwóch miesięcy ponad 700 tys. złotych.
Podział i wykorzystanie rezerwy celowej w poszczególnych województwach w 2010 r.
Rozliczenie rezerwy celowej na dopalacze z 2010 r. w podziale na paragrafy GIS.
Z kolei sanepid w Łodzi za pieniądze z rezerwy celowej kupił tonery do drukarek za 50 tysięcy złotych, papier do faksów za 60 tysięcy złotych oraz krzesła.
Według raportu GIS od 2010 roku nie udało się przebadać połowy z zabezpieczonych próbek pobranych na początku walki z dopalaczami. Najwięcej z nich trafiło do Narodowego Instytutu Leków. Jego szef Zbigniew Fijałek podkreśla w rozmowie z RMF FM, że jego instytut był w stanie przebadać zaledwie część substancji, które do niego trafiły. Powodem niewykonania wszystkich badań był brak środków finansowych - tłumaczy.
W dokumentach z rozliczenia rezerwy celowej można znaleźć takie pozycje jak: zakup odczynników potrzebnych do badania próbek dopalaczy. Jak jednak twierdzi dyrektor Narodowego Instytutu Leków, substancje musiał kupić sam w ramach kontraktu z GIS. Był na początku taki pomysł, by to sanepidy opłaciły nam zakup odczynników do badania. Jednak w efekcie nie został on zrealizowany i wszelkie odczynniki musieliśmy sami kupić - wylicza profesor.
Tajemnicze jest również samo rozliczenie badań. Według dyrektora Fijałka w sumie na badania miało pójść ponad 13 milionów złotych. Pytane przez nas instytuty, które miały sprawdzać skład dopalaczy twierdzą, że wydano na to najwyżej 6 mln złotych. Gdzie zatem podziało się brakujące siedem milionów?
Brak badań próbek spowodował, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie już w dwóch przypadkach przychylił się do skargi na GIS, uchylając decyzję Głównego Inspektora Sanitarnego w sprawie zamknięcia sklepów z dopalaczami.
Jak powiedział RMF FM mecenas Paweł Markiewicz reprezentujący przed sądem właścicieli jednego ze sklepów: Sąd w uzasadnieniu ustnym swoją decyzje o uchyleniu argumentował właśnie nieprzebadanymi próbkami dopalaczy.
W sądach administracyjnych na rozpatrzenie czeka jeszcze prawie sto podobnych skarg. Jeśli i te zostaną uwzględnione, adwokaci nie wykluczają procesów cywilnych. Wtedy Skarb Państwa będzie musiał wypłacić wielomilionowe odszkodowania.
Po interwencji naszych dziennikarzy, Najwyższa Izba Kontroli sprawdzi na co konkretnie wydano pieniądze przeznaczone na badania dopalaczy. Jak poinformował nas rzecznik instytucji Paweł Biedziak, NIK planową kontrolę rozpocznie już w najbliższym miesiącu.
Badany będzie sposób realizacji przez różne instytucje wykonania zadań związanych ze zwalczaniem narkomanii. Te informacje są na tyle niepokojące, że sprawdzimy bardzo dokładnie każdą złotówkę wydaną na zapobieganie narkomanii, w tym na sprawy związane z dopalaczami - tłumaczy Biedziak.
Kontrolę GIS zapowiedziało także Ministerstwo Zdrowia. Interesuje nas ilość, interesuje nas jakość tych badań i w tym kierunku są prowadzone badania - powiedział wiceminister zdrowia Cezary Rzemek.
Reporterzy RMF FM wysłali do rzecznika GIS Jana Bondara e-maila z pytaniami. Chcieli się dowiedzieć m.in. dlaczego nie przebadano wszystkich próbek dopalaczy? Skąd wzięły się astronomiczne sumy za paliwo i sprzęt komputerowo-biurowy w rozliczeniu? Dlaczego ze środków przeznaczonych na badanie próbek kupowano m.in. krzesła. Niestety GIS odmówił odpowiedzi. Oto treść e-maila, który dotarł do naszej redakcji.
W związku z przysłanymi do GIS pytaniami:
Uprzejmie informuję, że do momentu zakończenia kontroli Ministerstwa Zdrowia dotyczącej wydatkowania w roku 2010 przez Główny Inspektorat Sanitarny środków finansowanych na działania związane z "dopalaczami", wszelkich informacji w tym zakresie udziela prowadzący kontrolę, tj. podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia Pan Cezary Rzemek, któremu przekazano całość dokumentacji. Wyniki kontroli zostaną podane do publicznej wiadomości natychmiast po jej zakończeniu. Informuję również, że w latach 2011 - 2012 Główny Inspektorat Sanitarny nie otrzymał żadnych środków niezbędnych do wykazania przed Wojewódzkimi Sądami Administracyjnymi szkodliwego działania nowo wykrytych substancji na zdrowie ludzi. Na stronie internetowej gis.gov.pl w dziale "nowe narkotyki" są dostępne wszelkie informacje nt. badań "dopalaczy", ich wyników i innych działań z tym związanych.
Pozdrawiam
Jan Bondar
rzecznik prasowy
Główny Inspektorat Sanitarny
Akcja z dopalaczami rozpoczęła się w październiku 2010 roku po tym, jak kilkanaście osób trafiło do szpitali w wyniku zatrucia tymi środkami.
O sprawie informowały telewizyjne Wiadomości w wydaniu o 19:30.