Ponad tysiąc rannych narciarzy zwieźli ratownicy TOPR ze stoków pod Tatrami. To statystyki obejmujące jedynie okres ferii. Z kolei do zakopiańskiego szpitala zgłosiło się dwa razy więcej miłośników białego szaleństwa szukających pomocy u lekarzy.

REKLAMA

Ratownicy TOPR zwożą ze stoków najbardziej poszkodowanych narciarzy. Turyści, którzy mogą poruszać się o własnych siłach, zazwyczaj sami zgłaszają się na szpitalny oddział ratunkowy w Zakopanem. Podczas ferii turystów z Mazowsza do placówki w Zakopanem zgłaszało się dziennie nawet 120 poszkodowanych.

Najwięcej pracy lekarze mieli w ostatnim turnusie ferii, kiedy pod Tatrami wypoczywali uczniowie m.in. ze Śląska, Łódzkiego, Podkarpackiego i Pomorskiego. Wtedy stoki przeżywały prawdziwe oblężenie. Liczba wypadków jest często wprost proporcjonalna do ilości narciarzy na stokach - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Połowa wszystkich rannych narciarzy i snowboardzistów pochodziła z Białki Tatrzańskiej. Tamtejsze wyciągi w ostatnich tygodniach ferii przewoziły dziennie nawet 120 tysięcy osób.

W poprzednim sezonie TOPR-owcy udzielili pomocy przeszło 1800 narciarzom. Ale jak podkreślają z zadowoleniem, coraz więcej osób jeździ na nartach w kaskach. Dzięki temu, mniej jest poważnych urazów głowy, które bywają najbardziej niebezpieczne. Ortopedzi dodają z kolei, że więcej jest poważnych urazów podudzi, które wymagają skomplikowanych operacji. Może to świadczyć o tym , że narciarze jeżdżą szybciej i z większą siłą uderzają w innych turystów na stoku, lub w przeszkody na trasie.