Ambasador polski w Moskwie Jerzy Bahr był w czwartek przesłuchiwany w sprawie zaginięcia obrączki Tomasza Merty - ujawnia mecenas Bartosz Kownacki. Pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej zaznacza, że nie może mówić o szczegółach, ale zeznania ambasadora oddają obraz kompletnego chaosu i braku kontroli nad przepływem informacji, obiegiem dokumentów i rzeczy tuż po tragedii pod Smoleńskiem.
Tomasz Skory: Czy pan ma jakieś podejrzenia, co się stało z obrączką pana Tomasza Merty?
Bartosz Kownacki: Ten materiał dowodowy, który jest aktach, jest na tyle kompletny, że on pozwala na trzy wersje. Jedna wersja to taka, że ta obrączka znajduje się na terenie MSZ-etu, spalona w ognisku, gdzieś tam w pogorzelisku leży. Ze względu na sprzęt nie najlepszej jakości nie zdołaliśmy tym razem tego sprawdzić, tam jeszcze wrócimy w najbliższym czasie. To jest najbardziej prawdopodobna i - wydawałoby się, że w tej całej dramatycznej sytuacji - najbardziej zrozumiała wersja. Oczywiście szokująca i kompromitująca MSZ, ale taka - jak wynika z akt sprawy - nasuwająca się na pierwszą myśl.
Druga wersja - bałagan panujący w ministerstwie i ambasadzie doprowadził do sytuacji, że ta obrączka znajduje się cały czas na terenie ambasady w Moskwie. Ponieważ my dzisiaj mieliśmy przesłuchanie Bahra, ja nie mogę mówić o jego szczegółach, ono nie było specjalnie pasjonujące, ale wyłania się z tego przesłuchania obraz kompletnego chaosu i braku kontroli nad przepływem informacji, jak również nad obiegiem dokumentów, rzeczy w pierwszych dniach po katastrofie. Nie można wykluczyć sytuacji, że w którymś z sejfów na terenie ambasady, bądź w którymś z biurek taka koperta z obrączką sobie swobodnie cały czas leży. Nikt się nad nią nie zastanawia i przekłada ewentualnie z miejsca na miejsce. To jednak bardzo mało prawdopodobne, o tyle że sprawa jest już nagłośniona, ujrzała światło dziennie i nie wierzę, żeby w takiej sytuacji MSZ nie weryfikował tego, co się znajduje w ich sejfach czy w ich magazynach.
Rzecz najsmutniejsza - to, że jeden z wysokich rangą pracowników MSZ - dlatego, że z tą sprawą, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, miały do czynienia osoby zaraz poniżej ministra, dyrektorzy generalni to są osoby najważniejsze w ministerstwie - mógłby tę obrączkę przywłaszczyć. W to mi się nie chce wierzyć, tak po ludzku.
Nie ma czwartej wersji. Tu nie można przyjąć - zakładając, że nie mamy od początku do czynienia z mistyfikacją - czwartej wersji.
Panie mecenasie, chciałbym zapytać o tego świadka. Podczas oględzin miejsca tego ogniska okazało się, że ten człowiek nie żyje. Kto to taki?
Sytuacja wyglądała w ten sposób: on nie był formalnie nigdy przesłuchany jako świadek, bo my nie mieliśmy wiedzy, że taka osoba istnieje. O tej osobie dowiedzieliśmy się wczoraj. Mianowicie, wchodząc na teren MSZ i poddając w wątpliwość przebieg zdarzeń, jaki relacjonował jeden ze świadków, który uczestniczył w tych wczorajszych oględzinach, on, chcąc się uwiarygodnić, powiedział: "Ale proszę się nie martwić, tu będzie osoba, która dozoruje ten teren. Ona wielokrotnie widziała, co tu się dzieje i widziała, jak ja paliłem. Potwierdzi, że to jest to miejsce". Powiedział, że za chwilę ją przyprowadzi. W między czasie przyszedł i powiedział, że ta osoba już nie żyje.
Czy badali Państwo jakieś dodatkowe okoliczności, co się z tą osobą stało, kto to był taki, imię i nazwisko?
Nie, my nie badaliśmy. Była policja przy tych czynnościach. Na marginesie, też nie budując teorii spiskowych, ale policjanci sobie zweryfikują, czy to był naturalny zgon czy nie. Szkoda, bo to był istotny świadek. Warto było go przesłuchać. On być może by potwierdził tę wersję albo by jej zaprzeczył. Natomiast to jest sprawa z wczoraj, więc trudno, żebyśmy my badali, dopytywali się. To jest jeszcze sprawa zbyt świeża i jakby w gestii prokuratury i policji jest, żeby skoro była osoba, która ma istotną wiedzę co do tej sprawy i potwierdzającą wersję MSZ-u, żeby ustalić, czy błędem było, że jeszcze jej nie przesłuchano i czy mamy do czynienia z czymś więcej. Nie mam żadnej większej wiedzy na ten temat.