Liczni zagraniczni najemnicy walczą w Ukrainie, jednak trudno o konkretne informacje, skąd pochodzą. Rosyjski resort obrony przekonuje, że najwięcej jest tam Polaków. Co innego wynika z odpowiedzi szefostwa Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy, które podaje, że wśród bojowników najwięcej jest Amerykanów i Brytyjczyków.
Według Rosjan po stronie ukraińskiej walczy prawie 7 tysięcy zagranicznych najemników. Moskwa przekonuje, że najwięcej jest Polaków - 1700. Do tego po półtora tysiąca Amerykanów, Kanadyjczyków i Rumunów. Brytyjczyków ma być, według rosyjskiego resortu obrony, jedynie 300. Wcześniej Rosjanie informowali, że w Ukrainie walczą najemnicy z 62 państw.
Większość najemników w ramach grup ukraińskich stacjonuje w Kijowie, Charkowie, Odessie, Mikołajewie i Mariupolu. Ich przydziałem zajmuje się kwatera główna tak zwanego "Międzynarodowego Legionu Obronnego Ukrainy" w mieście Biała Cerkiew - mówił rzecznik rosyjskiego resortu obrony Igor Konaszenkow.
Rzecznik Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy Damien "Cicero" Magrou w rozmowie z PAP podaje jednak zupełnie inne proporcje. Najliczniejszymi narodowościami w naszych szeregach są Amerykanie i Brytyjczycy. Następnie są to grupy Kanadyjczyków i Polaków oraz obywatele państw bałtyckich - powiedział.
Chociaż motywacje są różne, wszyscy członkowie Legionu powtarzają, że nie mogli biernie przyglądać się zbrodniom wojennym popełnianym na ukraińskich cywilach. Ludzie z Polski podkreślają też, że są tu po to, by bronić Ukrainy, ale także własnej ojczyzny. Mówią, że jeśli Putin nie zostanie zatrzymany tu, na Ukrainie, pójdzie dalej i zaatakuje Polskę - mówił "Cicero".
Rzecznik zagranicznego legionu podkreślił, że po ujawnieniu zbrodni w Buczy, do oddziału zaczęło zgłaszać się więcej osób, niż na początku konfliktu.
W piątek rosyjski resort obrony informował, że zlikwidował "30 polskich najemników" we wsi Iziumskie w rejonie Charkowa. Dzień wcześniej rosyjska telewizja propagandowa Zwiezda podawała, że w obwodzie ługańskim po stronie ukraińskiej walczą Polacy. Są tu prywatne firmy wojskowe i przedstawiciele różnych służb specjalnych. Któregoś dnia otrzymaliśmy informacje, że są tu Polacy. Wiemy też, że była tu para snajperów z Kanady - mówił w rozmowie z telewizją współpracownik czeczeńskiego lidera Ramzana Kadyrowa, Apta Alaudinow.
Sprawy nie potwierdza polski resort dyplomacji. Ambasador RP w Kijowie Bartosz Cichocki napisał "Rosjanie też mówią, że był sztorm na Morzu Czarnym", odnosząc się do zatopienia krążownika "Moskwa". Ukraińcy zniszczyli okręt pociskami Neptun. Rosyjska propaganda z kolei mówi o "sztormie", "pożarze" i "eksplozji amunicji" na pokładzie, nie uznając, że doszło do ataku.
Russia says there was a storm on the Black Sea, too https://t.co/eGOr4eooI7
B_CichockiApril 15, 2022
Rosjanie i separatyści z samozwańczych republik wielokrotnie donosili o polskich najemnikach walczących po stronie ukraińskiej. Na przykład w 2018 roku władze Ługańskiej Republiki Ludowej mówiły o "trzydziestu najemnikach mówiących po polsku z bronią NATO". Później separatyści przekonywali, że do Donbasu przyjechała "grupa polskich snajperek". Doniesienia te nie znajdywały potwierdzenia.
Także tuż przed rozpoczęciem inwazji, na początku lutego, Rosjanie i ich sojusznicy przekonywali, że w Donbasie są Polacy. Przedstawiciel Donieckiej Republiki Ludowej Eduard Basurin twierdził, że w regionie pojawiły się "dwie grupy zbrojne liczące do 20 osób, które mówią po polsku". Oskarżał ich o próbę prowokacji.
W 2015 roku służby informowały o kilkunastu Polakach walczących w Donbasie. Część walczyła po stronie separatystów, a około 10 po stronie ukraińskiej. Ówczesny przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych Marek Opioła mówił, że to głównie osoby, które należą do mniejszości ukraińskiej lub studiowały w Polsce i mają polskie paszporty.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Wiceszef MON Marcin Ociepa w rozmowie z RMF FM powiedział, że są Polacy, którzy w ostatnim czasie złożyli wnioski o pozwolenie na walkę w Ukrainie. Dla naszego bezpieczeństwa także wolałbym tej informacji nie ujawniać. Ale takie wnioski spływają. Z całą pewnością są też obywatele, którzy takich wniosków nie złożyli, a mimo to pojechali walczyć - mówił.
Zgodnie z przepisami, jak ktoś zaciągnie się do obcej armii bez zgody władz, to grozi mu kara nawet do 5 lat więzienia. Ociepa zapewnia, jednak, że polski rząd nie będzie karał ludzi, którzy pojechali bronić Ukrainy.