"Na Całunie odkryto litery rzymskie, hebrajskie i greckie. Do dziś w zasadzie nie wiadomo, w jaki sposób właściwie tam się znalazły. Być może na skutek odciśnięcia, odbicia przedmiotów, na których były umieszczone. Naukowcy są jeszcze na początku drogi, jeżeli chodzi o odpowiedź na to pytanie" – mówi w drugiej części rozmowy z Bogdanem Zalewskim Grzegorz Górny, autor książek: m.in. „Świadkowie Tajemnicy. Śledztwo w sprawie relikwii Chrystusowych" oraz "Oblicze Prawdy. Żyd, który zbadał Całun Turyński".
PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ ROZMOWY BOGDANA ZALEWSKIEGO Z GRZEGORZEM GÓRNYM
Bogdan Zalewski: Zanim pojawiły się te teorie o Całunie-hologramie, o których Pan mówił w pierwszej części naszej rozmowy, wielkim szokiem dla dziewiętnastowiecznego włoskiego fotografa było odkrycie, że ten wizerunek na Całunie Turyńskim jest negatywem.
Grzegorz Górny: Właściwie od tego momentu narodziła się syndonologia, czyli nauka o Całunie Turyńskim czy innych relikwiach Chrystusowych. (To od włoskiego określenia "sindone"- syndon, czyli całun.) Dopiero odkrycie włoskiego fotografa Secondo Pii w 1898 roku uruchomiło całą lawinę badań, które trwają do dnia dzisiejszego. Naukowcy nie są w stanie odpowiedzieć, w jaki sposób odbił się negatyw, skoro mamy do czynienia z płótnem, a nie papierem. Na dodatek nie było tam żadnych mikroelementów, które wskazywałyby na użycie techniki fotograficznej. Nie mówiąc już o tym, że była to technika nieznana w wiekach minionych.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Całunem Turyńskim zajmowali się sceptycy, często antyklerykałowie, którzy chcieli udowodnić, że ten wizerunek jest fałszywy, że jest falsyfikatem, że jest "simulacrum", czyli kopią bez oryginału, jak Pan stwierdził w swojej książce, nawiązując do filozofii postmodernistycznej. Okazało się jednak, że nie byli w stanie udowodnić fałszu tego wizerunku. Musieli powiedzieć prawdę. O czym to świadczy?
Nauka ma swoje ograniczenia, nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania. W przypadku Całunu jest to o tyle interesujące, że fizycy cząstek elementarnych wymyślają teorie jakichś reakcji fizycznych, których nie ma w rzeczywistości, a następnie w laboratoriach wywołują te reakcje. Tutaj mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym - zaistniała jakaś reakcja fizyczna, pozostawiła konkretny ślad, ale naukowcy nie są w stanie odkryć mechanizmów, które stoją za powstaniem tego wizerunku. Niedawno byłem w Turynie, gdzie spotkałem się z Pierluigim Baima Bollone, najsłynniejszym we Włoszech profesorem medycyny sądowej. Badał on ciało Aldo Moro, zamordowanego premiera Włoch, i dzięki jego odkryciom udało się później aresztować sprawców tego morderstwa, terrorystów z Czerwonych Brygad. On mi mówił, że w podziemiach budynku, gdzie się spotkaliśmy, budynku wydziału chirurgii Uniwersytetu Turyńskiego, przez kilkanaście lat, w laboratoryjnych warunkach próbował stworzyć kopię Całunu Turyńskiego, to znaczy taki przedmiot, który zawierałby wszystkie fizyczne i chemiczne właściwości oryginału. Jednak mimo najbardziej zaawansowanych technologii okazało się to niemożliwe. To jest jakaś zagadka dla ludzkiego umysłu, zagadka dla współczesnej nauki, otwierająca ją na wymiar Tajemnicy.
Mówimy o naukach ścisłych, a przecież humaniści także mają tu pole do popisu. Językoznawcy też mają swoje pola badań, jeśli chodzi o Całun Turyński. Jakie to tajemnicze litery odkryli na płótnie?
Odkryto litery rzymskie, hebrajskie i greckie. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób właściwie tam się znalazły. Być może na skutek odciśnięcia, odbicia przedmiotów, na których były umieszczone. Jedna z teorii mówi, że mogły to być szarfy pogrzebowe, takie identyfikatory. Ludzie byli wtedy chowani w grobach skalnych. Później następował proces rozkładu ciała i pozostawały po nich same kości. Przenoszono je do ossuariów, czyli specjalnych naczyń na szczątki, i żeby nie pomylić kości jednych z drugimi należało je jakoś oznaczyć, by móc zidentyfikować tego zmarłego. Tak więc być może umieszczono w grobie tabliczki czy też szarfy z napisami, które umożliwiały identyfikację tej pochowanej postaci. Być może w jakiś sposób te namalowane czy też napisane - farbą pewnie, albo jakimś innym barwnikiem - litery mogły odbić się na Całunie. Są to jednak hipotezy, naukowcy są tu jeszcze na początku drogi, jeżeli chodzi o odpowiedź na to pytanie.
Niektórzy uczeni już odkrywają tam sentencję wyroku na Jezusa Chrystusa...
Tak. Z tym że, jeżeli chodzi o wyrok, to bardziej wiarygodną sentencją jest ta, która została odkryta na tak zwanym "titulus damnationis", czyli "dowodzie winy". Jak pamiętamy z Ewangelii, Chrystus miał umieszczoną tabliczkę z napisem "Jezus Nazareńczyk Król Żydowski" nad głową, co jest przedstawiane na krucyfiksach w postaci skrótu "I.N.R.I.". Połówkę tabliczki odkryto w kościele Santa Croce in Gerusalemme w Rzymie, bazylice wybudowanej na terenie pałacu, który należał do świętej Heleny, matki cesarza Konstantyna. Odkryła ona Krzyż w Jerozolimie i przywiozła kawałek do Rzymu. W 2000 roku trzy ekipy badawcze paleografów antycznych- specjalizujących się w piśmie hebrajskim, greckim i łacińskim- zidentyfikowały ten przedmiot jako "titulus damnationis", który Chrystus miał nad głową w czasie Męki.