Zaatakowali, choć przecież nazywali nas swoimi braćmi. Teraz giną ludzie, niszczone są budynki - powiedział RMF FM Paweł, który pochodzi z Dniepropietrowska, ale w Polsce mieszka od 6 lat. Na wschodzie Ukrainy, gdzie toczą się walki, mieszka jego rodzina.
Chciałbym tu zamieszkać - mówi RMF Paweł, który pochodzi z Dniepropietrowska. W Polsce jest od 6 lat. Ale dziś myślę o Ukrainie, bo to mój ojczysty kraj - powiedział.
W Polsce skończył studia. Pracuje w jednym ze sklepów w Katowicach. Na wschodzie Ukrainy, tam gdzie toczą się walki, mieszka jego rodzina: ojciec, matka i młodszy brat.
Rano z nimi rozmawiałem. Wtedy byli w miarę bezpieczni, ale nie mogę być pewien, co się może wydarzyć - mówi Paweł.
Przyznaje, że do końca wierzył, że jednak do inwazji nie dojdzie. Dzisiejszy atak porównuje do rozpoczęcia II wojny światowej. To też nastąpiło nagle i wydarzyło się o świcie.
Zaatakowali, choć przecież nazywali nas swoimi braćmi. Teraz giną ludzie, niszczone są budynki. I każdy z nas myśli, że to może spotkać jego bliskich. Dlatego jest nam trudno-wyznaje z goryczą. I dodaje na koniec - powiedział.
Staram się wierzyć w siłę wojska ukraińskiego i liczę na to, że wszystko dobrze się skończy. Ale na razie, niestety, mamy co mamy - mówił.
W czwartek nad ranem prezydent Rosji Władimir Putin wydał rozkaz przeprowadzenia operacji wojskowej w Donbasie na Ukrainę. Agresję tłumaczył "samoobroną". Dzisiejsze wydarzenia związane są z obroną samej Rosji przeciwko tym, którzy wzięli Ukrainę za zakładnika i próbują wykorzystać ją przeciwko naszemu krajowi i narodowi - powiedział. Rosjanie przeprowadzili ataki na terenie niemal całej Ukrainy, bombardując m.in. infrastrukturę wojskową jej sił zbrojnych.