To ówczesny szef 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego zdecydował o rezygnacji z rosyjskiego nawigatora na pokładzie tupolewa lecącego do Smoleńska - ustalił dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski. Wczoraj prokuratura wojskowa, która bada katastrofę 10 kwietnia, potwierdziła nasze informacje, że posiada dokument dotyczący tej rezygnacji.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Rosyjski lider naprowadzania miał odpowiadać za kontakt samolotu z wieżą kontroli lotów na lotnisku w Smoleńsku, ponieważ rosyjscy, wojskowi kontrolerzy często nie posługują się obowiązującym w lotnictwie językiem angielskim. Loty do Rosji musiała więc wykonywać załoga znająca język rosyjski. Tak było również 10 kwietnia.
Szef. 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego poprosił Rosjan o nawigatora i najświeższe dane lotniska. Ponieważ termin wylotu się zbliżał, a po stronie rosyjskiej prośby trafiły w próżnię, wystosował kolejne pismo, że lot odbędzie się bez rosyjskiego nawigatora. Z 36. specpułku wyszła informacja o tym, że załoga będzie znała język rosyjski, więc rezygnujemy z nawigatora. Natomiast podtrzymaliśmy swoją prośbę o dane lotniska. (…) Nie otrzymaliśmy na piśmie żadnej odpowiedzi od Rosjan - przyznaje pułkownik Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych RP.
Piloci nie mieli więc najnowszych danych o lotnisku, choćby o kierunkach podejścia czy częstotliwościach. Wykonali lot na podstawie danych z 2009 r. Zresztą od tego czasu Rosjanie przestali przysyłać lidera naprowadzania, choć to ich procedury a nie polskie wymagają obecności nawigatora, gdy samolot ląduje na wojskowym, rosyjskim lotnisku.